Sprawa Mariana Kowalskiego wróci do sądu. "Złamał nos jednemu z gości lokalu"
Sprawa byłego kandydata środowisk narodowych na prezydenta RP Mariana Kowalskiego, uniewinnionego w I instancji od zarzutu pobicia, wróci do sądu rejonowego i będzie ponownie rozpatrzona - zdecydował we wtorek Sąd Okręgowy w Lublinie uwzględniając apelację prokuratury.
Prokuratura oskarżyła Kowalskiego o to, że w 2014 r. jako szef ochrony lubelskiego klubu Graffiti podczas awantury złamał nos jednemu z gości lokalu. W grudniu ubiegłego roku sąd pierwszej instancji uznał, że nie ma na to dowodów i uniewinnił Kowalskiego. W poniedziałek sąd odwoławczy uwzględnił apelację prokuratury, uchylił to orzeczenie i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania sądowi rejonowemu.
- Sąd I instancji dokonał dość powierzchownej, jednostronnej oceny dowodów, która nie uwzględnia wszystkich ujawnionych w toku procesu okoliczności - powiedział uzasadniając wtorkowe orzeczenie sędzia Artur Makuch.
Sędzia podkreślił, że z sentencji wyroku sądu I instancji można wyciągnąć wniosek, że sąd w całości odrzucił zeznania pokrzywdzonego mężczyzny i jego żony, którzy wskazywali oskarżonego jako sprawcę pobicia. Według sądu jest to jednak niezgodne z treścią uzasadnienia wyroku, gdzie opis stanu faktycznego opiera się w znacznym stopniu na twierdzeniach tych pokrzywdzonych.
- To, iż agresja fizyczna, uderzenia, pochodziły od pracownika ochrony, pokrzywdzony i jego żona wskazują konsekwentnie od pierwszego zgłoszenia zajścia - zaznaczył sędzia Makuch. Dodał, że opis ochroniarza pasuje do oskarżonego.
- To nie przesądza winy oskarżonego - podkreślił zarazem sędzia.
"To jest pewne novum"
Kowalski utrzymywał podczas procesu, że jest niewinny, a jego interwencja miała charakter wyłącznie słowny - w sytuacji, gdy doszło do kłótni wśród gości. - To jest pewne novum, wszelkie okoliczności niejasne zostały potraktowane jako mnie obciążające, więc spotkamy się ponownie w sądzie rejonowym - powiedział Kowalski po ogłoszeniu wyroku.
Według aktu oskarżenia, w lutym 2014 r. w klubie Graffiti w doszło do awantury. Marian Kowalski, który tam pracował jako szef ochrony, miał szarpać jednego z gości w szatni, wypchnąć go na zewnątrz, tam zaś uderzyć tę osobę pięścią w nos. Miał też szarpać żonę tego gościa. Poszkodowany mężczyzna doznał złamania nosa i potłuczeń.
"Sprawcą mógł być inny pracownik ochrony"
Sąd Rejonowy Lublin-Zachód w pierwszej instancji uznał, że na podstawie zebranych dowodów nie jest wykluczone, iż sprawcą pobicia mógł być inny pracownik ochrony klubu, ktoś z gości albo też jeszcze inna osoba - i uniewinnił Kowalskiego.
Uzasadniając to orzeczenie sędzia Agnieszka Kołodziej wskazywała, że Kowalski nie miał zwyczaju wychodzić z klubu w czasie interwencji, bo ochrona terenu przed klubem nie należała do jego obowiązków. Sąd podkreślił, że Kowalski pełnił funkcję ochroniarza przez ponad 20 lat i nigdy nie było na niego skarg, jego praca wymaga opanowania, unikania emocjonalnych reakcji, nie miał też powodów do atakowania pokrzywdzonego.
Kowalski zgodził się na podawanie w mediach jego pełnego nazwiska. W 2015 r., jako członek Ruchu Narodowego, startował on w wyborach na prezydenta RP. W pierwszej turze uzyskał 0,52 proc. głosów.
PAP
Komentarze