"Proszę, zatrzymajcie się". Dzięki kartkom znaleziono kobietę na pustkowiu
24-letnia Amber van Hecke wybrała się w podróż po rezerwacie Havasupai w Arizonie. 12 marca w jej aucie skończyła się benzyna. Dopiero po pięciu dniach udało jej się zadzwonić po pomoc, ale połączenie się zerwało. Amber przeżyła dzięki zapasowi jedzenia i wskazówkom, które zostawiła dla szukających ją służb.
Kobieta utknęła na pustkowiu 12 marca, kiedy w jej samochodzie skończyła się benzyna. Wysiadła z niego i stopniowo się oddalała szukając "zasięgu" w telefonie, żeby zadzwonić na numer ratunkowy.
"Zaczęłam iść na wschód, żeby znaleźć zasięg. Oznaczyłam drogę. Jeśli to czytasz, proszę pomóż mi!” napisała na kartce papieru.
Zerwane połączenie
Na numer alarmowy Amber dodzwoniła się dopiero 17 marca, pięć dni po tym, gdy zaczęła szukać pomocy. Zdążyła przekazać jedynie, że utknęła w pobliżu południowej strony Wielkiego Kanionu.
Zanim służby zdążyły namierzyć jej dokładną lokalizację, połączenie się zerwało. Informację ratownikom przekazał szeryf hrabstwa Coconino (w północnej części Arizony).
Po określeniu przez ratowników przybliżonego możliwego miejsca przebywania kobiety na ratunek wysłano śmigłowiec. Pilotowi towarzyszył policjant z uprawnieniami medycznymi.
Prośba o pomoc
Najpierw helikopter wylądował obok samochodu. W środku nikogo nie było, ale w pobliżu ratownicy znaleźli kartkę z prośbą o pomoc i informacją, w którym kierunku udała się kobieta.
Wznowili poszukiwania i po jakimś czasie zauważyli ją wymachującą do nich. Na miejscu udzielono jej pierwszej pomocy i przetransportowano do szpitala we Flagstaff w Arizonie.
Departament Bezpieczeństwa Ariozny podkreślił, że akcja poszukiwawcza zakończyła się powodzeniem tylko dlatego, że kobieta była przygotowana na możliwość zgubienia się i zareagowała odpowiednio, zostawiając informacje, w którą stronę poszła.
Amber podzieliła się swoją historią na Facebooku.
"Cud bożonarodzeniowy"
Do podobnego wypadku doszło w grudniu ubiegłego roku. 46-letnia Karen Klein zgubiła się w okolicach Kanionu Kolorado.
Samochód, którym podróżowała z mężem i 10-letnim synem został zasypany podczas nagłej zamieci. Wcześniej rodzina wyjechała na pustkowie, ponieważ błędnie odczytała wskazówki nawigacji.
Kobieta ustaliła z rodziną, że to ona pójdzie po pomoc, ponieważ trenowała triathlon i brała udział w kursach przetrwania. Zabrała ze sobą paczkę chipsów.
Samotna wędrówka na odludziu
Nie miała zimowych butów. Wędrowała dwa dni przez zaśnieżony las.
Szła w kierunku głównej drogi, która w tym okresie była zamknieta dla ruchu samochodów. W końcu znalazła opuszczony dom, wybiła szybę w oknie i weszła do środka. Policja odnalazła ją po kilku godzinach. Wcześniej służby dotarły do jej syna i męża, któremu udało się zadzwonić po pomoc.
Poza wycieńczeniem i wychłodzeniem organizmu Klein nie miała żadnych poważniejszych obrażeń. Służby mówiły o "bożonarodzeniowym cudzie". Kobieta przyznała, że jej rodzina powinna być znacznie lepiej przygotowana na tę podróż.
CNN, NBC News
Czytaj więcej
Komentarze