Turecka opozycja wierzy, że Turcy powiedzą w referendum "nie"
Lider tureckiej opozycyjnej centrolewicowej partii CHP Kemal Kilicdaroglu wyraził przekonanie, że Turcy odrzucą w referendum konstytucyjnym 16 kwietnia zmiany rozszerzające uprawnienia prezydenta. Według niego zagrożą one trójpodziałowi władzy i demokracji.
- Wynik będzie na "nie", ponieważ wątpliwości są nawet wśród wyborców AKP (rządzącej konserwatywno-islamskiej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju) - powiedział w rozmowie z agencją AFP szef kemalistowskiej Partii Ludowo-Republikańskiej.
"Trzy filary władzy w rękach prezydenta"
- Równowaga między władzą sądowniczą, wykonawczą i ustawodawczą zostanie całkowicie stracona - tłumaczył Kilicdaroglu, który na czele CHP stoi od 2010 roku. - Trzy filary władzy zostaną skupione w rękach prezydenta - podkreślił.
Ostrzegł, ze "osoba z taką władzą i wpływami stanowi zagrożenie dla przyszłości Turcji". Podkreślił, że "taka władza nie została nawet przyznana Mustafie Kemalowi Ataturkowi", założycielowi współczesnej Turcji. CHP ma się za strażniczkę wartości republiki laickiej, założonej w 1923 roku.
Według 69-letniego Kilicdaroglu, który pochodzi ze skromnej anatolijskiej rodziny, zmiany konstytucji zagrażają demokracji w Turcji. - Jeśli nie ma niezależności wymiaru sprawiedliwości, jeśli organy ustawodawczej i wykonawcze mogą znaleźć się pod kontrolą, oznacza to, że nie ma już demokracji - zaznaczył.
Według szefa CHP "jeśli rząd chce demokratycznego referendum, referendum co do którego ludzie nie mogliby mieć wątpliwości, nie powinno się ono odbywać w czasie stanu wyjątkowego", wprowadzonego w kraju 20 lipca ub.r., po próbie zamachu stanu. Stan wyjątkowy, który początkowo miał trwać trzy miesiące, był już dwukrotnie przedłużany, po raz ostatni w styczniu, a prezydent Recep Tayyip Erdogan wspominał, że może potrwać do lipca.
Erdogan pozostałby u władzy do 2029 r.
Zamysł wzmocnienia politycznej pozycji Erdogana niepokoi jego przeciwników, którzy oskarżają go o autorytaryzm, zwłaszcza od czasu czystek po udaremnionej próbie puczu z 15 lipca 2016 roku. Władze w Ankarze twierdzą, że system prezydencki jest konieczny dla zapewnienia stabilności państwa wobec wyzwań takich jak niepewna sytuacja bezpieczeństwa, spowolnienie gospodarcze i trwający konflikt zbrojny w sąsiedniej Syrii, w który zaangażowane są wojska tureckie.
W styczniu turecki parlament przegłosował nowelizację konstytucji, która umożliwia zmianę systemu politycznego w kraju - z parlamentarnego na prezydencki. Nowelizacja ustawy zasadniczej wymaga zatwierdzenia w referendum.
Reforma zakłada m.in., że prezydent będzie jednocześnie szefem państwa i rządu, będzie mógł sprawować władzę za pomocą dekretów, a także rozwiązywać parlament. Wzrośnie także jego wpływ na wymiar sprawiedliwości.
Jeśli dojdzie do zmiany systemu politycznego, sprawowanie urzędu prezydenta nadal będzie ograniczone do dwóch kadencji, ale ich liczenie rozpocznie się na nowo od wyborów zaplanowanych na listopad 2019 roku. Teoretycznie więc, dzięki tym zmianom Erdogan będzie mógł pozostać przy władzy przynajmniej do 2029 roku.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze