Jechali ratować samobójcę, a na dachu stał... manekin
Trzy zastępy zawodowych strażaków pospieszyły w środę na ratunek mężczyźnie, który przy ul. Dobrzyńskiej we Wrocławiu stał na krawędzi dachu starej kamienicy. Służby zawiadomił przerażony przechodzień, który był przekonany, że mężczyzna z kominiarką na głowie i plecakiem w ręce szykuje się do skoku. Strażacy ściągnęli wóz z drabiną, wspięli się na dach i okazało się, że stał tam... manekin.
Wrocławianin, przekonany, że postać na dachu chce popełnić samobójstwo, zadzwonił na policję. Ta zaalarmowała straż pożarną.
- Już na miejscu mieliśmy wątpliwości, czy jest to żywy człowiek - powiedział polsatnews.pl mł. bryg. Mariusz Piasecki, oficer prasowy wrocławskiej straży. - Podjęliśmy jednak decyzję o wspięciu się na dach, by rozwiać wszystkie wątpliwości, że to nie człowiek oraz sprawdzić czy (manekin - red.) jest prawidłowo zamocowany - wyjaśnił.
Manekin zamocowany był prawidłowo i pozostał na dachu. Policja nakazała jednak zarządcy budynku takie oznaczenie manekina będącego integralną częścią akcji marketingowej jednej z firm telekomunikacyjnych, by nie było wątpliwości, że nie jest to człowiek.
- Poinformowano nas, że firma już podjęła odpowiednie działania - powiedział polsatnews.pl asp. sztab. Paweł Petrykowski, rzecznik prasowy policji we Wrocławiu. Nie wszczęto dochodzenia przeciw firmie, gdyż uznano, że nie doszło do celowego wprowadzenia w błąd, a mieszkaniec, który zadzwonił z informacją o osobie stojącej na dachu miał do tego prawo. - Zachował się właściwie - stwierdził asp. sztab. Paweł Petrykowski.
Odszkodowania za akcję od firmy reklamowej nie będzie domagała się również straż pożarna. - To było wprawdzie fałszywe zgłoszenie, ale w tak zwanej dobrej wierze - mówi mł. bryg. Mariusz Piasecki.
polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze