Pieniądze na seicento nie zniknęły. "Jestem w stałym kontakcie z obrońcą kierowcy"
"Zbiórka na seicento dawno zakończona. Organizator zniknął z kasą" - taka informacja krąży od niedawna po sieci, o czym zaalarmowali nas internauci. Nie ma ona nic wspólnego z rzeczywistością. - Zakończyłem zbiórkę, ale czekam aż spłyną wszystkie pieniądze. Jestem w stałym kontakcie z obrońcą kierowcy seicento - powiedział polsatnews.pl Rafał Biegun, organizator zbiórki.
- Od rana siedzę przed komputerem i czytam te paszkwile. Najgorsze, że ludzie w to wierzą i komentują. A robią to osoby, które nie wpłaciły ani grosza - powiedział nam Biegun.
W połowie lutego mężczyzna rozpoczął w serwisie pomagam.pl zbiórkę pieniędzy na auto dla kierowcy seicento, które zderzyło się z rządową limuzyną wiozącą premier Beatę Szydło. Planowano uzbierać 5 tys. zł, co miało wystarczyć na zakup auta z rocznika, którym jeździł 21-letni Sebastian.
Ponad 150 tys. zł
Popularność akcji przerosła jego najśmielsze oczekiwania. Kwota rosła błyskawicznie. Ostatecznie udało się uzbierać ponad 150 tys. zł.
Biegun mieszka w Anglii. Zbiórkę zakończył 22 lutego tuż przed północą. - Pracuję, by utrzymać rodzinę, więc nie mam czasu, by non stop siedzieć na Facebooku, ale staram się codziennie udzielać na założonym "wydarzeniu". Nigdzie nie zniknąłem - zapewnił.
Biegun twierdzi, że po tym jak zbiórka zyskała na popularności, spotkała go w internecie fala hejtu. - Już nie mogę się doczekać, aż przekażę te pieniądze. Zrzucę wreszcie z siebie ten ciężar - powiedział.
Zbiórka zakończyła się 22 lutego, ale pieniądze wciąż spływają. M.in. od osób, które wysłały je pocztą. Obecnie Biegun ma na koncie 150 634 zł. - Około 200 zł więcej niż z momencie, gdy w środę kończyłem akcję - wyjaśnił.
Rodzina kierowcy wyda oświadczenie
Biegun sądzi, że całą zebraną kwotę będzie miał na koncie do końca poniedziałku. Z kierowcą seicento nigdy nie rozmawiał, ale jest "w stałym kontakcie z jego obrońcą".
- Myślę, że do tej pory rozmawialiśmy z 5 razy. Z tego co wiem, rodzina jeszcze nie zdecydowała, co zrobi z pieniędzmi. Prześlę je, gdy odezwie się mecenas. Umówiliśmy się tak, że rodzina kierowcy wyda wówczas oświadczenie. Ja nie będę publikował potwierdzenia przelewu, bo musiałby zasłonić część cyfr i ludzie i tak by nie uwierzyli - powiedział Biegun.
"Uprzedzając kolejną falę hejtu" mężczyzna dodał, że 21-letni Sebastian nie dostanie wszystkich pieniędzy, bo zgodnie z regulaminem, serwis pomagam.pl zatrzymuje dla siebie 7,5 proc. uzbieranej kwoty.
polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze