Zabrała go karetka. Na pomoc czekał 15 godzin. Zmarł
Tadeusz Szwedek trafił do koszalińskiego szpitala z bolącym kolanem. Na tamtejszych korytarzach spędził ponad pół doby. Przez ten czas jego stan dramatycznie się pogorszył. W końcu 70-letniego mężczyznę przyjął ortopeda. Stwierdził, że stan pana Tadeusza jest ciężki i to najprawdopodobniej sepsa. Następnego dnia rano mężczyzna zmarł. Sprawą zajęła się prokuratura.
70-letni Tadeusz Szwedek mieszkał na Kujawach. W młodości był rybakiem. Tęsknił za morzem, więc na emeryturze postanowił z żoną przeprowadzić się do Darłowa.
- Lubił morze, cieszył się, że będzie tu mieszkał. Niestety, nie nacieszył się długo, bo tylko 10 dni - powiedziała reporterowi "Interwencji" Władysława Szwedek, żona zmarłego.
2 stycznia pan Tadeusz poczuł się źle, uskarżał się na ból kolana. Zaniepokojona żona zadzwoniła po syna, który przyjechał do rodziców i o 4:30 wezwał karetkę. Pana Tadeusza zabrano do szpitala w Koszalinie.
Syn i matka dotarli tam następnego dnia o ok. godz. 11. - Byłam pewna, że mąż jest już na oddziale, a okazało się, że leży na SOR-ze, na łączniku - opowiadała Władysława Szwedek.
"Stan pogarszał się z każdą chwilą"
- Tata leżał tam na wózku, wśród innych chorych. Powiedział, że ma zgruchotane kolano i wychodzi do domu, jak tylko dostaną wyniki moczu - powiedział Sylwester Szwedek.
Według jego relacji stan ojca pogarszał się z każdą chwilą. Mężczyzna miał wielokrotnie interweniować i prosić o pomoc lekarzy i personel szpitala.
"Będzie wypis do domu"
- Zauważyłem, że tata robi się siny: usta, paznokcie, ręce. Lekarz akurat podchodził do kogoś innego, więc zgłosiłem to. Doktor poprosił o kartę. Stwierdził, że zrobiono EKG i on nie widzi niczego niepokojącego, będzie wypis do domu - wspomina Sylwester Szwedek.
Stanowczo jednak przeciw temu zaprotestował.
- Coś tam poszeptali z tymi pielęgniarkami i wysłali tatę do ortopedy. Dopiero on powiedział, że stan jest ciężki i podejrzewa zakażenie bakteryjne organizmu (sepsę - red.). Mój tata spędził na korytarzach SOR-u w Koszalinie około 15 godzin bez żadnej pomocy - mówi Sylwester Szwedek.
Na ratunek było już za późno.
Winią szpital, sprawa w prokuraturze
Rodzina zarzuca lekarzom zaniedbania. Rzecznik szpitala twierdzi, że procedury zostały dochowane. Na pytanie, jakie to procedury, odpowiedział, że przepisy nie pozwalają mu mówić ani o sposobie leczenia, ani o stanie zdrowia pacjenta.
Sprawę bada prokuratura.
Śledztwo prowadzone jest w sprawie nieumyślnego spowodowania zgonu, ale także w kierunku nieudzielenia opieki lekarskiej w sytuacji zagrożenia życia.
"Interwencja"
Czytaj więcej