Leżał trzy dni w rowie i cierpiał. Ludzie go widzieli, ale nie spieszyli z pomocą
Pies leżał w rowie przy ruchliwej drodze w miejscowości Nowa Wieś pod Warką (woj. mazowieckie). - Osoba, przed domem której to wszystko się działo, przyznała, że od trzech dni obserwowała zwierzę przez okno, ale nic z tym nie zrobiła. To niewyobrażalne - oburzał się w rozmowie z polsatnews.pl Mirosław Gadomski, st. inspektor w Fundacji Zielony Pies.
Fundację zawiadomił mężczyzna, który - jak powiedział - starał się wezwać pomoc do psa.
- Stwierdził, że pomocy miała odmówić mu policja. Kazała poczekać do poniedziałku, bo w sobotę urzędy ani żadne służby nie pracują i nie ma kto pomóc umierającemu psu - powiedział Gadomski.
Skrajnie wycieńczony, obolały, nie chodził
Według mężczyzny, telefonu nie odbierano też w żadnej z pobliskich instytucji, które mogły pomóc. Zawiadomił więc Fundację Zielony Pies, której siedziba oddalona jest od Nowej Wsi o 45 km.
Po psa przyjechała wolontariuszka fundacji Anna Ruszkiewicz. Leżał niemal pod tablicą z nazwą miejscowości, był okryty kocykiem przez mężczyznę, który zgłosił zdarzenie.
Zwierzę przewieziono do lecznicy w Żyrardowie, z którą fundacja współpracuje od lat. Pies był skrajnie wycieńczony, obolały i nie chodził. Po badaniach i przyjęciu leków przeciwbólowych, przeciwzapalnych oraz kroplówek nawadniających i wzmacniających trafił do ośrodka Fundacji Zielony Pies.
W poniedziałek przeprowadzono dalszą diagnostykę. - Pies nadal nie chodzi. Ma najprawdopodobniej uraz kompresyjny 6 kręgu - powiedział Mirosław Gadomski. Wyjaśnił, że będzie konieczne badanie tomograficzne.
"Ostatnie zgłoszenia wykańczają nas emocjonalnie"
Gadomski przypomniał też sprawę sprzed paru dni, kiedy w fundacji dostali zawiadomienie o zamarzniętym psie przywiązanym do metrowego łańcucha.
- Usłyszeliśmy, że zamarzł, bo był stary. Ostatnie zgłoszenia są takie, że nas emocjonalnie wykańczają - smutno skonstatował Gadomski.
polsatnews.pl