"Helena, czy Ty w ogóle śpisz?". Wzruszające wspomnienie przyjaciółki zamordowanej misjonarki
Kochała ludzi. Miała chroniczny niedobór snu, bo zawsze wybierała bycie wśród ludzi. Zamiast odpoczywać, robiła miliony rzeczy - wspomina zamordowaną w Boliwii Helenę Kmieć Magdalena Kaczor z Wolontariatu Misyjnego Salvator i przyjaciółka misjonarki.
9 lutego Helena Kmieć obchodziłaby swoje 26. urodziny. 8 stycznia 2017 roku wyjechała na misje do Boliwii w ramach Wolontariatu Misyjnego Salvator. 24 stycznia nieznani sprawcy napadli na ochronkę dla dzieci w Cochabambie w środkowej Boliwii. Jeden z napastników ugodził Helenę Kmieć nożem. Mimo reanimacji, zmarła.
"Oj Kaczuszko, wyśpię się po śmierci"
- Była nietuzinkowa - wspomina zamordowaną przyjaciółkę inna wolontariuszka ze wspólnoty Salvator Magdalena Kaczor.
- Pracując jako stewardessa miała dość dziwny czas pracy. Wstawała o 3 w nocy, wracała po dwóch lotach. - Hej! To Wy jeszcze w piżamach? Ja już byłam na Ukrainie!. Normalny człowiek odsypia nieprzespaną noc. Ona uciekała w góry, biegała na próby śpiewu, spotkania WMS, robiła rękodzieło, grała w planszówki z przyjaciółmi i przede wszystkim pomagała wszystkim, którzy potrzebowali wsparcia. "Helena, czy Ty w ogóle śpisz? - No jasne! Dzisiaj prawie trzy godziny spałam! …Oj Kaczuszko, wyśpię się po śmierci".
- Niesamowicie ciepła i czuła. Uwielbiała się przytulać. Pamiętam, jak jesienią rozmawiałyśmy o "pięciu językach miłości”. Gdy usłyszała o tym związanym z okazywaniem ciepła powiedziała: - O, to na pewno mój! A ja wiem, że ona mówiła biegle we wszystkich
tych językach.
"Gdy śpiewała… drżały ściany w kościele"
- Mówiła cichutko, ale gdy śpiewała… drżały ściany w kościele, zawsze miałam ciarki. Mało kto się spodziewał, że taka kruszynka potrafi wydobyć z siebie potężny głos. Doskonaliła go zresztą w szkole muzycznej studiując śpiew operowy. Miała niesamowity talent muzyczny. Grała na gitarze, fortepianie, śpiewała cudownie. Zawsze, ale to zawsze potrafiła wykrzesać siły na wspólny śpiew, zwłaszcza w kościele.
- Na spotkaniach ogólnopolskich Wolontariatu siadywaliśmy wieczorem w kaplicy i śpiewaliśmy godzinami. Ludzie się zmieniali, ona cały czas grała na gitarze i śpiewała. Prawie do rana. Ewentualnie szła jeszcze grać w "Molocha” lub inne planszówki.
- Zadziwiała, ona po prostu zadziwiała. Nie wiem, jak to robiła. Studiowała inżynierię chemiczną na Politechnice Śląskiej (i to w języku angielskim), śpiewała tam w chórze akademickim. Mocno angażowała się w Duszpasterstwie Akademickim. Coraz pojawiały się zaproszenia na organizowane przez Nią akcje pomocowe, bale karnawałowe, imprezy niespodzianki. W niektórych brałam udział. Przypadkowo dowiadywałam się o rzeczach, które bardzo mi imponowały. Siedziałyśmy w metrze w Budapeszcie i totalnie między wierszami wyczytałam, że Helenka uczyła się też za granicą.
"Była naprawdę wybitnie zdolna"
- Skończyła prestiżowe katolickie liceum w Wielkiej Brytanii. Była naprawdę wybitnie zdolna, dlatego dostała się na stypendium. Lubiła robić rzeczy codzienne tak, jakby były absolutnie wyjątkowe.
- Na placówce salwatoriańskiej na Węgrzech szykowała zmyślne kolacje, układała serwetki w kształt egzotycznych kwiatów, a z sera i wędliny robiła łódki. Po Eucharystii śpiewała "Ave Maria".
- Szybko łapała węgierski, dzieciaki do Niej lgnęły. Na początku wydała mi się troszkę cicha, bardzo delikatna, dziewczęca, bystra. Potem okazało się, że Jej cichość wynika z niesamowitej pokory, że jest odważna, dynamiczna, że ma w sobie mnóstwo życia, siły ducha i ciała, że jest niezmordowana jak trzeba służyć Bogu i ludziom. Że faktycznie jest dla mnie uosobieniem najpiękniejszych kobiecych właściwości: wrażliwa, mądra, piękna w środku i na zewnątrz, troskliwa i uważna na potrzeby innych.
"Wiesz, chyba pojadę do Zambii"
- Mocno uduchowiona. Modliła się brewiarzem, czytała Pismo Święte, chętnie rozmawiała na tematy związane z wiarą, życiem. Pytała, miała otwarty umysł, potrafiła słuchać. Dała się prowadzić Panu Bogu. Lubiła śpiewać "Bo tak jest z tymi, którzy z Ducha narodzili się: nikt nie wie dokąd pójdą za wolą Twą". Bywało, ze zmieniała decyzje dość raptownie.
Pamiętam, ze szykowała się na jakiś krótszy wolontariat w obrębie Europy, a zaraz po wysłuchaniu opowieści o domu dla osieroconych chłopców w Lusace stwierdziła:
- Wiesz, chyba pojadę do Zambii.
- Wkrótce kupowała bilety na Czarny Ląd. Była bardzo dobrze przygotowana, zarówno duchowo, jak i merytorycznie.
"Mogła pojechać wszędzie i wszędzie byłaby skarbem"
- Mogła pojechać wszędzie i wszędzie byłaby skarbem. Zdecydowanie najlepsza pośród nas, wzór postępowania. Piękna osoba, wierna przyjaciółka, wspaniała wolontariuszka misyjna, po prostu święta. To niewiarygodne, że naprawdę święci ludzie żyją tak blisko nas.
- Mam głębokie przekonanie, że jest już u Pana Boga, że przytula nas jak zawsze przytulała. Że możemy Ją już prosić o wstawiennictwo. Dla całego Wolontariatu Misyjnego Salvator pozostanie inspiracją, światłem, wzorem. Pierwsza z nas, która ukochała ścieżkę misyjną aż do przelania krwi. Helenko, kochamy Cię jeszcze mocniej - powiedziała Magdalena Kaczor.
KAI
Czytaj więcej