Wątpliwości ws. śmiertelnego wypadku posła Kukiz'15. Przesłuchano świadka
Przesłuchany został już świadek, który miał wątpliwości, co do sposobu pomocy rannemu w wypadku drogowym posłowi Kukiz'15 Rafałowi Wójcikowskiemu. W wyniku odniesionych obrażeń poseł zmarł. - Strażacy działali zgodnie z procedurami i reanimację rozpoczęto dopiero po czasie, gdy ofiara została podpięta pod czujniki AED, które to potwierdziły brak oznak życia - mówił przesłuchiwany.
Według świadka, w sposobie udzielania pomocy poszkodowanemu popełniono błędy.
Jak powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania, mężczyzna złożył zeznania w Sosnowcu, a protokół z przesłuchania otrzymała już łódzka prokuratura okręgowa, która prowadzi w sprawie wypadku śledztwo. Jednym z wątków postępowania będzie ustalenie, czy faktycznie można mówić o nieprawidłowości w prowadzonej akcji ratunkowej. Jeżeli tak, to na czym one polegały i czy mogły przyczynić się do śmierci pokrzywdzonego.
Rzecznik poinformował również, że prokuratura zamierza przesłuchać strażaków-ratowników biorących udział w akcji ratowania posła. Czeka też na opinię biegłego, który ma wypowiedzieć się m.in., czy działania reanimacyjne miały szanse powodzenia wobec stwierdzonych u ofiary bardzo licznych obrażeń wewnętrznych.
Zdaniem świadka reanimację zaczęto za późno
Kopania zwrócił uwagę, że świadek w swoich zeznaniach opisał przebieg prowadzonej akcji reanimacyjnej. Wynika z nich m.in., że nie był bezpośrednim świadkiem samego wypadku; kiedy dotarł do miejsca zdarzenia, samochody stały na poboczu. Potwierdził, że brał udział, wraz ze strażakami-ratownikami, w akcji ratowniczej posła. Sam jest od 30 lat ratownikiem wodnym.
- W swoich zeznaniach stwierdził, iż w jego ocenie strażacy robili wszystko według swoich procedur, aczkolwiek jego zdaniem akcja reanimacyjna powinna być rozpoczęta po stwierdzeniu przez niego, że funkcje życiowe u ofiary ustały - powiedział Kopania.
Dodał, że z opisu świadka wynika, że strażacy próbowali najpierw podpiąć elektrody urządzenia, po to, aby faktycznie stwierdzić czy serce bije czy też nie. Według rzecznika mężczyzna miał również powiedzieć, że był również przez pewien moment problem z wyświetlaczem urządzenia.
Poinformował, że puls i oddech zanikły
PAP udało się porozmawiać z mężczyzną. Zastrzegł on, że nie chce oceniać pracy ratowników, w bardzo ciężkich warunkach, ale jego zdaniem doszło do kilku błędów, które spowodowały opóźnienie reanimacji ofiary. Sam - jak mówił - jest od ponad 30 lat ratownikiem wodnym, wielokrotnie udzielającym pierwszej pomocy.
Powiedział, że był pierwszą osobą, która dotarła do samochodu. Według niego, ciało ofiary było ciepłe z wyczuwalnym słabym pulsem i bardzo słabym oddechem. Jak mówił, po przyjeździe strażaków-ratowników poinformował ich o tym i razem z nimi wyciągnął posła z samochodu. Relacjonował, że cały czas kontrolował puls i oddech i gdy oba zanikły poinformował strażaków o tym; i że trzeba zacząć reanimację.
"Ratowanie ofiary nawet wbrew procedurom"
Jak mówił, nie wie, czy posła dałoby się uratować, bo według niego obrażenia wewnętrzne były prawdopodobnie bardzo duże, sądząc ze stanu auta, ale uważa, że najważniejsze jest ratowanie ofiary, nawet wbrew procedurom. Zwrócił również uwagę, że jak odjeżdżał z miejsca zdarzenia po ok. kwadransie, to nie było jeszcze karetki pogotowia.
Do wypadku doszło w czwartek rano na drodze S8 w powiecie skierniewickim. Według wstępnych ustaleń, poseł jechał samochodem osobowym w kierunku Warszawy. Kierowane przez niego auto uderzyło w barierę energochłonną z lewej strony i obróciło się około 90 stopni w prawo, ustawiając się na prawym pasie prostopadle do innych użytkowników, jadących w tym samym kierunku. Nadjeżdżający van zdołał ominąć lewym pasem samochód posła, zatrzymując się w niedużej odległości. Następnie w auto posła uderzył inny van. Kierowcy nie udało się uratować.
W ub. piątek w Zakładzie Medycyny Sądowej w Łodzi przeprowadzono sądowo-lekarską sekcję zwłok ofiary. Wynika z niej, że do śmierci posła doprowadziły bardzo rozległe, wielonarządowe obrażenia wewnętrzne. Wstępnie można stwierdzić, że są one charakterystyczne dla wypadków. Zdaniem biegłego do ich powstania doszło w czasie, gdy mężczyzna znajdował się w samochodzie.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze