Sejm odgrodzi się od obywateli. Na Wiejskiej stanie ponaddwumetrowy parkan
Mierzące 2,2 metra wysokości, ażurowe i zgodne z projektem z lat 30. ubiegłego wieku - takie ma być ogrodzenie wokół Sejmu. Jego szacowany koszt to milion złotych. Według PiS, powodem budowy są względy bezpieczeństwa, choć parlamentarzyści tej partii "nie boją się ani obywateli, ani dziennikarzy, ani nikogo". Jednak zdaniem opozycji, PiS-em kieruje w tym przypadku "strach" przed suwerenem.
Na pomysł otoczenia parlamentu płotem wpadł w 2007 roku ówczesny marszałek Sejmu Ludwik Dorn (PiS). Twierdził, że konieczne jest podniesienie poziomu zabezpieczeń, chciał wydać 5,5 mln zł na nowe ogrodzenie. Ostatecznie udało mu się przeforsować ten pomysł jedynie w stosunku do jednej strony terenu wokół Sejmu.
W 2010 r. MSWiA opublikowało raport, z którego wynikało, że polski parlament jest jednym z najsłabiej zabezpieczonych na świecie.
Temat ogrodzenia wrócił pod koniec 2012 r., kiedy to aresztowano Brunona K., wykładowcę akademickiego, który miał planować staranowanie ciężarówką wypełnioną materiałami wybuchowymi budynków sejmowych.
Wówczas też politycy zaczęli dyskusję, jak zabezpieczyć parlament przed atakami terrorystycznymi. - Uważam, że Sejm to jest miejsce, które jest miejscem otwartym i powinno mieć łączność z obywatelami. (Posłowie - red.) to nie jest grupa, która tutaj powinna siedzieć w odosobnieniu - mówiła wówczas Ewa Kopacz, choć zapewniała, że rozmowy zostaną podjęte. Nie udało się jednak osiągnąć konsensusu ws. budowy.
Konserwator nie zgodził się na mur
W 2013 r. padł pomysł, by uczynić z Sejmu prawdziwą twierdzę. Wokół terenów parlamentarnych chciano postawić podwójny płot wykonany ze stalowych prętów o wysokości 1,9 metra, niezwykle wytrzymałe zapory wjazdowe i podwyższony betonowy mur. Zapory w postaci wysuwających się aż na wysokość metra słupów miałyby uniemożliwić wjazd na teren Sejmu nawet samochodu pancernego. Byłyby w stanie powstrzymać 7,5-tonowy pojazd jadący z prędkością do 80 km/h.
Na tego typu rozwiązanie nie wyraził jednak zgody stołeczny konserwator zabytków. Zgodził się na postawienie przeszklonego ogrodzenia. Przetarg na nie ogłoszono w kwietniu 2016 r. Do dziś nie został zrealizowany.
Gdy w grudniu ubiegłego roku przed Sejmem doszło do protestów, a ich uczestnicy utrudniali posłom PiS opuszczenie parlamentu, ogrodzenie stało się jednym z głównych tematów. 20 grudnia postawiono prowizoryczne barierki, które miały uniemożliwić manifestantom zbliżanie się do Sejmu. Kolejnego dnia - pod wpływem opinii publicznej i protestu opozycji - barierki usunięto.
"Warto jakoś ten Sejm odgrodzić"
We wtorek wicemarszałek Sejmu, szef klubu PiS Ryszard Terlecki poinformował, że konserwator zabytków zmienił zdanie i zezwolił na realizację projektu z lat 30. ubiegłego wieku. - Zgodził się, żeby przywrócić ogrodzenie, które było przed wojną - powiedział.
- Warto jakoś ten Sejm odgrodzić - mówił poseł PiS Michał Dworczyk. - Ale jestem przekonany, że to nie utrudni w jakiś szczególny sposób dostępu do terenu Sejmu, a parlamentarzyści, przynajmniej mówię w imieniu parlamentarzystów Prawa i Sprawiedliwości, na pewno nie boją się ani obywateli, ani dziennikarzy, ani nikogo - zapewnił.
- W związku z tym, że mamy też niespokojną sytuację w Europie, przesłanki są, żeby wzmacniać bezpieczeństwo, nie tylko instytucji publicznych, ale w ogóle, szerzej - powiedział Dworczyk.
"Władza, która się odgradza, jest słaba"
- Teren Sejmu jest ciekawy architektonicznie, ja nie widzę żadnego powodu, żeby go oddzielać od obywateli. Władza, która odgradza się od obywateli płotami, jest władzą słabą, która się boi. Kojarzy mi się to z Werchowną Radą (Najwyższa Rada - red.) w Kijowie za czasów Janukowycza - powiedział Adam Szłapka z Nowoczesnej.
- Architektonicznie może faktycznie ten płot funkcjonował, natomiast jeśli PiS chce się odwoływać do lat 30., do czasów sanacyjnych, to tym bardziej szkoda - dodał.
"Nie trzeba się bać swoich współobywateli"
- Uważam, że wszystko powinno mieć granicę zdrowego rozsądku. Po niechlubnych historiach, chociażby z ciężarówką, podnieśliśmy bezpieczeństwo choćby w ten sposób, że te blokady, które są przy szlabanach, są zdecydowanie wyższe. Szkolenie BOR i ewentualnie czujność (...) , to są rzeczy, które na dziś wystarczą i nie musimy posuwać się aż tak daleko i odgradzać się od obywateli - skomentowała pomysł była premier Ewa Kopacz (PO).
- Oni ponoć z taką cierpliwością, empatią słuchali wyborców w czasie kampanii, to niech tylko kontynuują to, co robili w kampanii. Dzisiaj nagle się boją tych obywateli, na których tak chętnie się powoływali, więc otwórzcie uszy, nie bądźcie głusi i nie bójcie się, naprawdę, panowie, nie trzeba się bać swoich współobywateli - powiedziała, zwracając się do posłów partii rządzącej.
polsatnews.pl
Czytaj więcej