"Reprezentuje zło, którego nie da się wyrazić". Kubański profesor z Yale o Castro
- Już jako 10-latek czułem, że ktoś próbuje ukraść mój umysł, moje serce, moją duszę. I stał za tym jeden człowiek: Fidel Castro. Trudno opisać słowami całe zło, które on reprezentuje dla mnie - powiedział prof. historii Uniwersytetu Yale Carlos Eire, uchodźca z Kuby. Zaznaczył, że po wznowieniu relacji z wyspą przez USA sytuacja na Kubie się jeszcze pogorszyła.
Eire w wieku 10 lat wraz z 14 tys. innych kubańskich dzieci wysłanych przez rodziców przybył w 1962 roku do USA w ramach tzw. operacji Piotruś Pan (z hiszp. Operacion Pedro Pan), największego tego typu exodusu na zachodniej półkuli.
Zdyskredytował argumenty, że wielu Kubańczyków popierało Castro, gdyż zapewnił im bezpłatną służbę zdrowia i edukację. Zwrócił uwagę, że trudno powiedzieć ilu Kubańczyków tak naprawdę popiera Castro, bo na wyspie nie przeprowadza się rzetelnych sondaży.
20 proc. Kubańczyków na zesłaniu
- Myślę, że fakt, iż 20 proc. Kubańczyków żyje na zesłaniu coś mówi - powiedział.
Zwrócił uwagę, że na wyspie są dwa systemy służby zdrowia. Jeden dla członków Partii Komunistycznej, a drugi, znacznie gorszy dla pozostałych Kubańczyków.
- Natomiast edukacja nie jest edukacją. To jest indoktrynacja. Ponadto nie jest za darmo, bo każdy uczeń musi spędzić wakacje pracując jak niewolnik w obozach rolnych - powiedział.
Przyzwolenie Obamy na reżim
Prof. Eire nie zmienił też krytycznej opinii na temat zapoczątkowanej w grudniu 2014 przez prezydenta USA Baracka normalizacji stosunków z Kubą, po trwającej ponad 50 lat izolacji wyspy.
- Tak jak się spodziewałem, represje na Kubie wzrosły od 17 grudnia 2014 roku (kiedy Obama ogłosił zwrot w relacjach z Kubą - red.). Polityka wdrożona przez prezydenta Obamę nie jest niczym innym niż przyzwoleniem na bezkarne działania reżimu w obrębie wyspy - ocenił Eire.
PAP
Czytaj więcej