Tajemnicza śmierć kobiety po zabiegu "Kambo". Aplikowanie wydzieliny z żaby coraz popularniejsze w Polsce
"Szczepionka Kambo", "Terapia Kambo", "przywracanie ciała do potencjału zdrowia" - tak reklamowana jest w sieci terapia polegająca na aplikowaniu na skórę wydzieliny z pochodzącej z puszczy amazońskiej chwytnicy zwinnej. Nowa moda promowana przez miłośników medycyny naturalnej może być jednak śmiertelnie niebezpieczna. W Grodzisku Mazowieckim, po jednym z seansów "Kambo", zmarła 30-letnia kobieta.
Do tragedii doszło po warsztatach oczyszczania organizmu z toksyn, które zorganizowano w jednej z grodziskich siłowni.
Po tym, jak 30-letniej Halinie T. najpierw przypalono skórę, a potem w zranione miejsca zaaplikowano żabi specyfik, kobieta gorzej się poczuła. Wymiotowała i straciła przytomność. Wtedy została przewieziona karetką do szpitala w Grodzisku Mazowieckim.
Jak poinformował prokurator Dariusz Ślepokura, z tamtejszej prokuratury rejonowej, 30-latka zmarła w środę. Śledczy od razu zajęli się sprawą. Została zarządzona sekcja zwłok kobiety. Zwrócono się także do sanepidu aby ustalić, czy substancja z żaby amazońskiej dozwolona jest do obrotu w Polsce.
Odbył szkolenie
Organizator warsztatów "Kambo" odpowiadając na pytania prokuratorów przyznał, że podobne warsztaty organizuje od roku.
- Organizator zeznał, że do tej chwili nie zdarzyła się sytuacja, żeby ktokolwiek stracił przytomność w trakcie warsztatów. Stwierdził, że został przeszkolony przez organizację o nazwie Międzynarodowe Stowarzyszenie Praktyków Kambo - powiedział prokurator Ślepokura.
Jak poinformował, Prokuratura Rejonowa w Grodzisku Mazowieckim zwróci się do prokuratur w całej Polsce o informacje, "czy na terenie innych miast odnotowano przypadki, że ktoś poniósł jakieś negatywne skutki w związku z tą kuracją".
Ślepokura poinformował też, że powołano biegłego z zakresu badań chemicznych, którego zadaniem będzie klasyfikacja wydzieliny żaby z Ameryki Południowej.
"Głębokie zagrożenie życia"
Jak poinformował ordynator szpitalnego oddziału ratunkowego Marek Janicki, kobieta, którą przywiozło pogotowie ratunkowe "była w głębokim zagrożeniu życia" i oddychał za nią respirator. Miała także objawy neurologiczne ciasnoty śródczaszkowej, obrzęk mózgu i głębokie zaburzenia elektrolitowe.
Lekarze wdrożyli leczenie objawowe, przeciwobrzękowe oraz suplementację elektrolitów, których był znaczny niedobór. – Obrzęk mózgu nie ustępował. Kobieta po kilku godzinach została przeniesiona na oddział intensywnej opieki medycznej, gdzie niestety wkrótce zmarła – powiedział Janicki.
"Bardzo silna toksyna"
Zdaniem Janickiego, rytuał "Kambo" "trudno nazwać warsztatami medycyny naturalnej". – Krąg osób zainteresowanych poddaje się terapii trucizną, która jest przecież bardzo silną toksyną używaną przez Indian Południowoamerykańskich do celów myśliwskich, do zatruwania strzał i do obrzędów rytualnych. U nas wprowadzona w sposób niekontrolowany do obrotu stanowi zagrożenie dla wszystkich, którzy tego próbują i najlepszy tego dowód mieliśmy przyjmując tę pacjentkę – dodał.
Podkreślił, że lekarze na co dzień nie mają do czynienia z tą substancją, bo "to zwierzę nie żyje w Polsce". – Dla mnie to była kompletna nowość i zaskoczenie, że w ogóle takie substancje są w obrocie na czarnym rynku w Polsce. Nasze działanie mogło być tylko objawowe – podkreślił.
250 zł za magiczną moc żaby
Prokurator Ślepokura powiedział polsatnews.pl, że w dniu, w którym na warsztaty przyszła Halina T., udział w nich brało jeszcze kilka osób. By poddać się zabiegowi trzeba było zapłacić 250 zł.
Okazuje się, że zabieg z użyciem wydzieliny z chwytnicy zwinnej staje się w Polsce coraz bardziej popularny. W sieci można znaleźć wiele ofert podobnych rytuałów. Ludzie zajmujący się zabiegami "Kambo" reklamują je, jako znane od "tysięcy lat przez rdzennych mieszkańców Amazonii" i zachwalają działanie "naturalnej szczepionki", która ma być "skuteczna w przypadku usuwania niskich energii i starych emocji uwięzionych w ciele".
Ich zdaniem wydzielina żaby pomaga w walce z bezpłodnością, cukrzycą, depresją, reumatyzmem, a nawet chorobami Alzheimera i Parkinsona.
"Uwalnianie toksyn"
Jedna z ofert tak opisuje zabieg: "Najpierw delikatnie przypala się wierzchnią warstwę naskórka przy pomocy patyczka tworząc małe punkty, na które następnie nakłada się substancję. W bardzo krótkim czasie (około minuty) lekarstwo dociera do każdej komórki ciała. »Kambo« skanuje organizm i wędruję w miejsca, gdzie potrzebne jest uzdrowienie. Odczucia w trakcie zabiegu to przede wszystkim nudności spowodowane uwolnionymi toksynami z organizmu. Woda wypita w dużej ilości bezpośrednio przed zabiegiem ma za zadanie pomóc zwymiotować to, co nie służy naszemu zdrowiu".
Oferujący terapię zapewniają, że nie ma ona właściwości halucynogennych.
polsatnews.pl, RMF FM
Czytaj więcej