Minister zdrowia: w Starachowicach nie było błędu medycznego, zabrakło empatii

Polska
Minister zdrowia: w Starachowicach nie było błędu medycznego, zabrakło empatii
PAP/Radek Pietruszka

Wszystko wskazuje na to, że w szpitalu w Starachowicach, gdzie pacjentka urodziła na podłodze jednej z sal martwe dziecko, nie popełniono błędu medycznego; zabrakło serca, empatii i komunikacji - powiedział minister zdrowia Konstanty Radziwiłł.

 - Mogę na dzisiaj powiedzieć, że wszystko wskazuje na to, że zawiodły przede wszystkim sprawy dotyczące relacji; że zabrakło empatii, komunikacji między ludźmi,  także pracownikami służby zdrowia; zabrakło zwyczajnie serca - ocenił Radziwiłł.

 

Odnosząc się do raportu wojewódzkiego konsultanta ds. ginekologii i położnictwa, minister powiedział, że nie chce i nie może mówić o jego zawartości, gdyż jest tam wiele informacji dot. podejmowanych procedur i stanu zdrowia. - Nie jestem upoważniony do tego, by to ujawniać - powiedział.

 

Minister dodał, że "na dzisiaj nie wynika z niego, by ktoś popełnił jakiś istotny błąd medyczny". - Ale służba zdrowia, opieka nad pacjentem to nie tylko procedury, leki, maszyny i urządzenia, to przede wszystkim relacja między ludźmi - podkreślił.

 

Pozostawiona sama sobie pacjentka urodziła na podłodze w sali

 

Chodzi o zdarzenie w szpitalu w Starachowicach, gdzie kobieta w ósmym miesiącu ciąży zgłosiła się do szpitala, ponieważ przestała czuć ruchy dziecka; zdiagnozowano, że dziecko nie żyje.

 

Według relacji pacjentki Izabeli Zięby i jej męża, gdy rozpoczęła się akcja porodowa nie udzielono jej pomocy; pozostawiona bez opieki, urodziła na podłodze jednej ze szpitalnych sal.

 

- Weterynarz dla zwierzęcia ma więcej serca i zrozumienia, i będzie się starał pomóc, a tutaj ... – opowiadała w Polsat News Izabela Zięba. - Położyli mnie na szpital  i kazali czekać do drugiego dnia, bo było święto 1 listopada – relacjonowała.


Sprawę bada prokuratura. Dyrektor szpitala Grzegorz Fitas podjął decyzję o rozwiązaniu umowy z ośmioma osobami, które dyżurowały, gdy kobieta rodziła. To ordynator, pielęgniarka oddziałowa, dwoje lekarzy dyżurnych oraz cztery położne pracujące wówczas na zmianie.

 

Położne zapowiadają jednak w związku z tym pozwy do sądu pracy. Zdaniem działającego w szpitalu związku zawodnego pielęgniarek i położnych dyrekcja zastosowała odpowiedzialność zbiorową - oddział położniczo-ginekologiczny zajmuje dwie kondygnacje szpitala, a położne, przypisane do konkretnych odcinków pracy na oddziale, nie mogły ich opuszczać.

 

PAP, Polsat News

 

ptw/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie