Kajetan P. trafi do zakładu psychiatrycznego
Dalszy areszt Kajetana P. podejrzanego o brutalne zabójstwo kobiety, będzie się odbywał w zakładzie psychiatrycznym - zdecydował w czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie. Areszt przedłużono do 4 lutego 2017 r.
Decyzja ta wynika z ustalonego na dziś stanu zdrowia podejrzanego - powiedziała rzeczniczka SO ds. karnych sędzia Ewa Leszczyńska-Furtak. Postanowienie jest nieprawomocne i zapadło po posiedzeniu sądu, na które doprowadzony został Kajetan P. i był przesłuchiwany w obecności biegłych.
Jednoznaczne stanowisko biegłych
W październiku warszawska prokuratura okręgowa otrzymała opinię psychiatryczną co do P. Biegli byli proszeni o wypowiedzenie się m.in. czy Kajetan P. w chwili czynu był poczytalny i czy w związku z tym może brać udział w postępowaniu.
Rzecznik prokuratury Michał Dziekański nie ujawnił wtedy szczegółów opinii, ale przyznał, że stanowisko biegłych "jest jednoznaczne". Dodał, że w trakcie analizy prokuratorzy mogą uznać, że konieczne jest przesłuchanie biegłych lub np. powołanie nowego zespołu do przygotowania opinii.
Odciął głowę
27-letni Kajetan P. jest podejrzany o to, że w lutym br. zamordował w Warszawie Katarzynę J. Ciało 30-latki, z odciętą głową, przewiózł do wynajmowanego mieszkania i podpalił. Tam odkryli je strażacy. Mężczyzna uciekł z Polski. 17 lutego zatrzymano go w stolicy Malty, La Valletcie. Tamtejszy sąd zgodził się na jego ekstradycję; 26 lutego został przewieziony do Polski.
Podczas przesłuchania mężczyzna nie okazał skruchy. Jak ujawniła prokuratura, z jego wyjaśnień wynikało, że kobieta była przypadkową ofiarą. Mówił, że postanowił zabić człowieka "w ramach pracy nad sobą i walki ze słabościami".
Za zabójstwo grozi kara dożywocia. Osoba uznana za niepoczytalną nie może być sądzona - mocą decyzji sądu jest wtedy bezterminowo umieszczana w zakładzie zamkniętym.
P. w ostatnich tygodniach usłyszał też zarzuty napaści na psycholog i ranienia kawałkiem szkła oddziałowego podczas obserwacji psychiatrycznej. P. przebywa w areszcie od chwili zatrzymania.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze