Elektor Demokratów o Clinton: to kryminalistka
Elektor Demokratów ze stanu Waszyngton oświadczył w piątek, że nie zagłosuje na "kryminalistkę" Hillary Clinton, nawet jeśli wygra ona wybory prezydenckie w jego stanie. W sierpniu podobną deklarację nielojalności, ale wobec Donalda Trumpa złożył elektor GOP.
Należący do indiańskiego plemienia Puyallup, elektor Demokratów w stanie Waszyngton, Robert Satiacum wsparł w prawyborach senatora Berniego Sandersa. Ale ostatecznie to była sekretarz stanu Hillary Clinton zdobyła nominację na prezydenta z ramienia Partii Demokratycznej.
"Clinton i Trump nie nadają się do rządzenia krajem"
Satiacum, jak podaje agencja Associated Press, powiedział, że Clinton to "kryminalistka", która nie dba o amerykańskich Indian i ciągle zmienia stanowisko. Dlatego na nią nie zagłosuje, nawet jeśli wygra ona wybory prezydenckie 8 listopada w stanie Waszyngton. - Nie będzie mieć mojego głosu. To pewne - powiedział. Dodał, że ani Clinton ani kandydat Partii Republikańskiej Donald Trump nie nadaje się do rządzenia krajem.
W sierpniu podobną deklarację złożył z kolei elektor Partii Republikańskiej w stanie Georgia Baoky Vu. Pochodzący z rodziny wietnamskich imigrantów Vu zapowiedział, że w geście protestu przeciwko antymuzułmańskiej retoryce Trumpa nie zagłosuje na niego, jeśli kandydat GOP wygra w Georgii. Sprawa wywołała na tyle duże kontrowersje, że - jak informował rzecznik GOP w stanie Georgia - Vu złożył rezygnację z funkcji elektora.
Deklaracje Satiacum czy Vu zostały złożone, zanim jeszcze odbyły się wybory. To rodzi podejrzenia, że po wyborach prezydenckich 8 listopada, więcej elektorów może zachować się nielojalnie i nie zagłosować na zwycięzcę w swoim stanie. W przeszłości zdarzało się to niezwykle rzadko (od 1999 roku tylko dziewięć razy) i nie miało wpływu na wynik wyborów. Niektórzy spekulują jednak, że w tym roku nielojalnych elektorów może być więcej, bo zarówno Clinton jak i Trump są wyjątkowo nielubiani i cieszą się bardzo małym zaufaniem społecznym.
Elektorzy wybiorą 19 grudnia
Zgodnie z uchwalona ponad 200 lat temu ustawą, Amerykanie w wyborach prezydenckich 8 listopada formalnie będą głosować na elektorów, a dopiero ci wybiorą 19 grudnia prezydenta USA. Elektorów jest w sumie 538; ich liczba w poszczególnych stanach zależy od liczby jego ludności. Najludniejsza Kalifornia ma 55 elektorów, a maleńkie Delaware - tylko trzech.
We wszystkich stanach (poza Nebraską i Maine) zwycięzca wyborów otrzymuje wszystkie głosy elektorskie danego stanu. W konstytucji USA nie ma nic na temat obowiązku elektora głosować na konkretnego kandydata. Ale w wielu stanach obowiązują kary finansowe dla elektorów, którzy zachowają się nielojalnie i nie zagłosują na zwycięzcę.
W stanie Waszyngton kara za nielojalność wynosi 1000 dolarów. Satiacum powiedział, że się tym nie przejmuje.
PAP
Komentarze