Świadek: nie wiem, by F. współdziałał ze służbami przy podsłuchach
Świadek, który zeznawał w piątek w sprawie afery taśmowej, powiedział, że nie wie, by Marek F. współpracował ze służbami specjalnymi. - Nie mam wiedzy, by Marek F. współdziałał ze służbami specjalnymi w zakresie nielegalnych podsłuchów - powiedział Jerzy K., przed laty prezes spółki, której głównym akcjonariuszem był F..
Świadek, który zeznawał w piątek w sprawie afery taśmowej, powiedział, że nie wie, by Marek F. współpracował ze służbami specjalnymi. - Nie mam wiedzy, by Marek F. współdziałał ze służbami specjalnymi w zakresie nielegalnych podsłuchów - powiedział Jerzy K., przed laty prezes spółki, której głównym akcjonariuszem był F..
Dodał, że nie pamięta, by F. wspominał o możliwościach załatwienia kontaktów biznesowych przez znajomości w służbach, ani by mówił o swoich sympatiach politycznych.
"Opowieści F. o znajomych wywodzących się ze służb - to przechwałki"
Świadek potwierdził zeznania ze śledztwa, w których ocenił, że wielokrotne opowieści F. o znajomych wywodzących się ze służb miały stworzyć wrażenie, że pomagało mu to w interesach; on uważał to "za przechwałki i próby interesującego przedstawienia siebie".
Powiedział także, że nie wie, czy F. spotykał się z funkcjonariuszami ABW lub CBA ani też by zlecał pisanie artykułów prasowych czy "załatwiał" wywiady z dziennikarzami "Pulsu Biznesu" lub "Wprost".
- Było wiele wywiadów z dziennikarzami; nie były zlecone, wynikały moim zdaniem z ciekawości dziennikarskiej - powiedział świadek. Zeznał też, że nie zna Piotra Nisztora (przyniósł nagranie rozmów do redakcji tygodnika "Wprost", który je ujawnił - red.).
Rybkę, który był wiceprezesem w spółce, K. opisywał jako korzystającego z wielu urządzeń elektronicznych, w tym nośników zabezpieczonych hasłem. Powiedział, że "jako laik oceniał jego umiejętności komputerowe jako stosunkowo wysokie". Do obowiązków Rybki w firmie należały kwestie przetwarzania informacji.
"Ktoś z porusza się w obrębie plików i aplikacji"
Zeznał także, że podczas jego współpracy z Falentą i Rybką doszło do nieuprawnionego dostępu do jego komputera osobistego - zauważył, że "ktoś z porusza się w obrębie plików i aplikacji" komputera, zgłosił to zdarzenie F. i Rybce, ale nie uzyskał później odpowiedzi o efekcie sprawdzenia.
Jak powiedział, później materiały dotyczące jego życia osobistego zostały zabezpieczone przez ABW w sejfie F. Sprawę wydzielono do odrębnego postępowania i umorzono. Według świadka "z dużym prawdopodobieństwem materiały z biura F. powstały już po zdarzeniu z komputerem".
Zeznał ponadto, że Rybka i F. niekiedy zarzucali mu działanie na szkodę spółki; F. próbował też wywierać na niego nacisk, sugerując, że ma materiały z podsłuchu K. Świadek powiedział, że nie ulegał takim naciskom, a ze spółki odszedł z powodu różnic zdań na temat sposobu zarządzania spółką pomiędzy nim jako prezesem a F. jako wiodącym akcjonariuszem.
"Dziwne działania F. na styku ze spółkami skarbu państwa"
Inny świadek, były funkcjonariusz ABW Leszek P. zeznał, że jeśli coś wie o kontaktach Falenty ze służbami, to z przekazów medialnych. Dodał, że nie spotykał się z nim służbowo. W odniesieniu do podległych mu niegdyś funkcjonariuszy zastrzegł, że sprawa jest objęta tajemnicą, z której nie został zwolniony. Zeznał, że w sprawie zorganizowania spotkania z Falentą kontaktował się z nim Martin B., dawny kolega z UOP, później funkcjonariusz CBA.
Sam B., po odejściu ze służb współpracownik "Naszego Dziennika" i "Gazety Polskiej", powiedział, że nigdy nie poznał Falenty i nie aranżował jego spotkania z delegaturą ABW w Katowicach.
Zeznał, że F. interesował się w kontekście jego udziałów w firmie Składy Węgla i ochrony interesów ekonomicznych państwa. - To zainteresowanie dla mnie naturalne także dzisiaj, bo tym się zajmowałem w UOP i CBA, ponadto każdy obywatel ma społeczny obowiązek informowania organów o nieprawidłowościach - powiedział.
Dodał, że wiedza o nieprawidłowościach "pochodziła ze źródeł otwartych i dziwnych działań F. na styku ze spółkami skarbu państwa".
Zeznawał, że w 2014 r. "mówiło się", że ktoś może mieć wiedzę o spotkaniach polityków i biznesmenów, którymi należałoby zainteresować organy ścigania, choć nie mówiło się wtedy o podsłuchach.
Kelnerzy przyznali się, a F. i Rybka nie
- Jeżeli chodzi o F., że on ma coś z tym wspólnego, nie miałem wiedzy, dopiero ją uzyskałem z gazet; natomiast to, że taka wiedza jest u kogoś, że takie spotkania miały miejsce, mogło dotrzeć do mnie wcześniej, bo jako współpracownik mediów zbierałem materiały na temat zdarzeń, którymi wcześniej zajmowałem się jako funkcjonariusz służb specjalnych - powiedział. On także zeznał, że nie zna Nisztora.
W procesie przed Sądem Okręgowym w Warszawie oskarżeni są biznesmen F., dwaj kelnerzy Konrad Lassota i Łukasz N. oraz współpracownik F. Krzysztof Rybka. Sprawa dotyczy nagrywania od lipca 2013 r. do czerwca 2014 r. osób z kręgów polityki, biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych. F. ani Rybka nie przyznali się do winy, Lassota i N. przyznali się. N. zeznawał, że F. za pieniądze zlecał nagrywanie rozmów w restauracjach. Lassota jako swą motywację podał "nieprawidłowości popełniane przez funkcjonariuszy publicznych".
Według prokuratury motywy działania oskarżonych miały "charakter biznesowo-finansowy". Media twierdzą, że nagrania miały być zemstą F. za śledztwo w sprawie jego firmy Składy Węgla, a także próbą zdobycia ważnych informacji dla działalności gospodarczej.
PAP
Komentarze