"Wywieźli go ze szpitala bez wiedzy personelu medycznego". Ustalenia komisji ws. śmierci bezdomnego w Radomiu
64-latka, który zmarł po wywiezieniu go poza teren radomskiego szpitala badał lekarz, pacjent miał poczekać na korytarzu na dalsze badania diagnostyczne; ochrona wywiozła go poza szpital bez wiedzy personelu medycznego - poinformowała rzeczniczka lecznicy Elżbieta Cieślak.
Cieślak zapewniła, że Radomski Szpital Specjalistyczny dopełnił wszelkich procedur. Ustaliła to - jak podkreśliła - specjalna komisja powołana przez dyrektora lecznicy. Według jej ustaleń 64-letni mężczyzna, po przywiezieniu do szpitala karetką pogotowia, został zbadany przez lekarza.
- W związku z tym, że nie zgłaszał żadnych dolegliwości, poproszono go, by poczekał na korytarzu na dalsze badania diagnostyczne. Pracownicy ochrony wywieźli go ze szpitala bez wiedzy personelu medycznego - powiedziała rzeczniczka. Cieślak zaznaczyła, że mężczyźni nie są pracownikami lecznicy, ale zewnętrznej firmy, która świadczy usługi ochrony na rzecz szpitala.
Śledztwo "czy doszło do nieumyślnego spowodowania jego śmierci"
W związku ze śmiercią bezdomnego mężczyzny Prokuratura Rejonowa Radom-Wschód w prowadzi śledztwo, badając czy doszło do nieumyślnego spowodowania jego śmierci. Prokurator przedstawił w środę zarzuty dwóm pracownikom firmy ochroniarskiej. Przestępstwo zagrożone jest karą od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności.
Według śledczych w czasie wykonywania obowiązków służbowych wywieźli oni mężczyznę na wózku inwalidzkim z Izby Przyjęć, gdzie oczekiwał na badania diagnostyczne, poza teren szpitala. Pozostawili go bez opieki medycznej w okolicy lecznicy, leżącego na ziemi, przez co - zdaniem prokuratury - z uwagi na stan wychudzenia i osłabienia organizmu oraz niską temperaturę powietrza, narazili go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, w następstwie czego nieumyślnie spowodowali jego zgon.
Jak poinformowała prokuratura, lekarz dokonujący sekcji zwłok nie stwierdził żadnych obrażeń zewnętrznych, np. śladów pobicia, świadczących o tym, że do śmierci mężczyzny mogły przyczynić się bezpośrednio inne osoby.
PAP
Komentarze