Wojtunik: nie było nieprawidłowości CBA w sprawie nagrań z restauracji
Były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego Paweł Wojtunik zeznawał w poniedziałek w procesie biznesmena Marka Falenty oskarżonego o nielegalne podsłuchiwanie przedsiębiorców i polityków w restauracjach w stolicy. Swoje własne słowa z nagrania rozmowy z wicepremier Elżbietą Bieńkowską cytowane przez media uznał za "wyrwane z kontekstu". - Publikacja nagrań wpłynęła na sytuację w kraju - przyznał.
CBA nie dopuściło się jakichkolwiek nieprawidłowości w tej sprawie - zeznał w poniedziałek były szef CBA Paweł Wojtunik, który był świadkiem w procesie Marka Falenty i pozostałych oskarżonych o nielegalne podsłuchy w stołecznych restauracjach.
W Sądzie Okręgowym w Warszawie były szef CBA, który obecnie jest na emeryturze zeznał, że nie wiedział o tym, iż nagrano jego spotkanie w restauracji z ówczesną wicepremier Elżbietą Bieńkowską. - Nie wyrażałem też na to zgody - dodał. - Publikacja podsłuchanych nagrań wpłynęła na sytuację kraju - przyznał.
Uchylił się on od odpowiedzi sądu na pytanie czy Falenta informował służby o nielegalnym procederze nagrywania. - Przed faktem publikacji nagrań o tym nie wiedziałem - zaznaczył Wojtnik. Dodał, że redaktor naczelny "Wprost", który poinformował go, że został nagrany, nie mówił mu, kto tego nagrania dokonał.
Wojtunik milczy o roli Falenty w CBA
- Jaką rolę pełnił Falenta w CBA - zapytał obrońca Falenty, mec. Marek Małecki. - Z uwagi na ustawę o ochronie informacji niejawnych, nie mogę na to odpowiedzieć w trybie jawnym; nie mam zezwolenia od szefa CBA na ujawnianie informacji niejawnych - odpowiedział Wojtunik.
Obrońca pytał, czy CBA lub inne służby korzystały z nielegalnych podsłuchów z tej sprawy. - Nie znam takiej sytuacji - odpowiedział były szef CBA. - A czy korzystały one z informacji, które zawarte były w tych podsłuchach? - indagował adwokat. Świadek po raz kolejny uchylił się na od odpowiedzi.
- Czy CBA wprowadziło mechanizmy zapobiegające wykorzystywaniu informacji pozyskanych w ramach nielegalnego podsłuchiwania obywateli? - dalej pytał Małecki. Paweł Wojutnik odpowiedział, że takie mechanizmy wprowadził ustawodawca, wydając normy stosowania podsłuchów. - Jako szef CBA stałem na straży przepisów o CBA i nie ma możliwości, by za mojej kadencji takie nielegalne działania były prowadzone - oświadczył. Zarazem przyznał, że zdarza się, że "służba otrzymuje różnorakie informacje na różnych nośnikach elektronicznych i że zgłaszają się osoby, które same zarejestrowały różne sytuacje". - Nielegalne działania CBA zdarzały się nie za mojej kadencji - podkreślił Wojtunik.
Były szef: atak na CBA
Zeznał, że po publikacjach mediów o związkach CBA z całą sprawą, zapoznał się z aktami i zweryfikował je. - Biuro zostało zaatakowane - wyjaśnił, podkreślając, że jego kontrola nie ujawniła żadnych nieprawidłowości po stronie CBA. - To była linia obrony oskarżonego - dodał WOjtunik. - Nie wypracowano metod działania, gdy ktoś mówi, że jest współpracownikiem danej służby - zaznaczył były szef CBA.
Zapytany przez mec. Małeckiego, jak zareagował na opisywane w mediach notatki CBA z rozmów z Falentą nt. prywatyzacji spółki "Ciech", Wojtunik odparł: - Generalnie na wszystkie informacje reagowałem w ten sam sposób: zlecałem stosowne działania operacyjne i kontrolne.
Na pytanie Małeckiego, skąd CBA miało 11 nagrań, które potem przekazano Prokuratorowi Generalnemu, świadek zeznał, że uzyskano je "dzięki czynnościom operacyjno-rozpoznawczych". Uchylił się zaś od odpowiedzi czy pochodziły one od Falenty lub osób z nim powiązanych.
Pytany o swą wypowiedź w rozmowie z Bieńkowską co do podpalenia budki strażniczej pod ambasadą Rosji w Warszawie, Wojtunik odparł, że "jego słowa wyrwano z kontekstu, co wynikało albo ze złej woli dziennikarzy, albo z braku rzetelności". - Mówiliśmy o stylu zarządzania Sienkiewicza. Wskazałem, że jeśli minister angażuje się w operacje policyjne, to gdy dojdzie np. do podpalenia budki wartowniczej, to odpowiedzialność za to spada na niego - powiedział Wojtunik.
Sąd dopuścił to pytanie warunkowo, bo - jak zaznaczył przewodniczący trzyosobowego składu sędziowskiego - treść nagranych rozmów nie jest przedmiotem tego procesu.
W poniedziałek zeznawać także mają: były minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz, były minister transportu Sławomir Nowak i Dariusz Zawadka, były szef GROM.
Biznesmen i kelnerzy
W rozpoczętym w maju procesie odpowiadają - oprócz biznesmena Falenty - dwaj kelnerzy Konrad Lassota i Łukasz N. (nie zgadza się na podawanie nazwiska) oraz współpracownik Falenty Krzysztof Rybka. Falenta i Rybka nie przyznali się do winy - Lassota i N. do winy się przyznali przyznali. N. zeznawał, że Falenta za pieniądze zlecał nagrywanie rozmów w restauracjach. Lassota jako swą motywację wskazał "nieprawidłowości popełniane przez funkcjonariuszy publicznych". Odpowiadają oni z wolnej stopy. Grozi im do 2 lat więzienia.
Sprawa dotyczy nagrywania od lipca 2013 r. do czerwca 2014 r. osób z kręgów polityki, biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych. W sumie, podczas 66 nielegalnie nagranych spotkań, utrwalono rozmowy ponad stu osób. Prokuraturze udało się ustalić tożsamość 97.
Według Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga motywy działania oskarżonych miały "charakter biznesowo-finansowy". Media twierdzą, że nagrania miały być zemstą Falenty za śledztwo w sprawie firmy Składy Węgla, w której miał udziały, a także próbą zdobycia ważnych informacji dla działalności gospodarczej. Falenta utrzymuje, że jest niewinny i liczy na uniewinnienie. Według prokuratury miał on zlecić wykonanie nagrań dwóm pracownikom restauracji.
"To ja ustaliłem i poinformowałem ABW i CBA o tym, że rozmowy gości restauracji Sowa i Przyjaciele są nagrywane" - mówił w lipcu przed sądem Falenta. Dodał, że dowiedział się, iż centrale tych służb nie chcą dopuścić do śledztwa z tym związanego. "Gdy to odkryłem i poinformowałem o tym, postanowili mnie zniszczyć; oskarżono mnie, że to ja zlecałem nagrania" - powiedział. Według niego Łukasz N. kłamał, oskarżając go o zlecenie nagrań.
Giertych: kto stał za Falentą?
Mec. Roman Giertych, pełnomocnik byłego szefa MSZ Radosława Sikorskiego i byłego szefa resortu finansów Jacka Rostowskiego, wniósł o rozszerzenie postępowania dowodowego, tak by ustalić "kto stał za Falentą" i "kto zlecił ujawnianie nielegalnie nagranych rozmów". Według niego cała sprawa mogła być "prowokacją dawnego CBA, aby umożliwić PiS powrót do władzy".
Ostatnio zapowiedziano postępowania prokuratorskie ws. niektórych wątków, które były poruszane podczas nagranych rozmów (np. o sprzedaży "Ciechu"). Badana też jest akcja prokuratury i ABW w redakcji "Wprost" w celu zabezpieczenia nagrań rozmów oraz inwigilowanie dziennikarzy związanych z tą sprawą.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze