"Manipulacje przy czarnych skrzynkach i naciski". Podkomisja MON o katastrofie smoleńskiej
- Bezsporne dowody fałszowania i manipulowania, ukrywania prawdy na temat rzeczywistego przebiegu wydarzeń znajdowały się głównie w archiwach komisji kierowanej przez ministra Jerzego Millera - powiedział w czwartek szef MON Antoni Macierewicz, podczas konferencji prasowej podkomisji ds. katastrofy smoleńskiej. - Moim celem jest ponowne zbadanie katastrofy, a nie wskazanie jej winnych - dodał.
Naciski, by polski raport ws. katastrofy smoleńskiej był taki sam jak rosyjski; awaria części systemów Tu-154M przed uderzeniem w ziemię i manipulacje przy czarnych skrzynkach - takie wnioski ze swoich dotychczasowych prac przedstawiła podkomisja MON badająca katastrofę smoleńską.
W czwartek odbyło się jej pierwsze spotkanie z mediami. Podkomisję powołał w lutym minister obrony Antoniego Macierewicza do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej.
W konferencji uczestniczyli szef resortu obrony, członkowie podkomisji, eksperci; przysłuchiwała się grupa bliskich ofiar.
Podczas konferencji zaprezentowano m.in. nagrane wypowiedzi ówczesnego szefa MSWiA Jerzego Millera, który przewodniczył polskiej komisji badającej katastrofę.
Nagranie ws. raportu
Przedstawiono nagranie, w którym Miller mówi o przyjęciu założenia, że badana katastrofa dotyczy lotu pasażerskiego, co pozwala na zastosowanie załącznika 13 do konwencji chicagowskiej, mówi też o konieczności spójnego przekazu ustaleń czterech podmiotów - polskiej i rosyjskiej komisji badających wypadek oraz prokuratur obu państw.
"Albo zadbamy o spójność raportów polskiego i rosyjskiego dot. katastrofy smoleńskiej, o jednolity przekaz, który nie sprzyja budowaniu mitów, albo sami sobie ukręcimy bicz" - mówi w nagraniu Miller do członków komisji. "Jeżeli te dwa raporty będą różne, to będzie cała teoria spiskowa" - dodał.
"Nasze ustalenia zostaną zderzone z ustaleniami rosyjskimi (...) i jeżeli te dwa raporty będą różne, to będzie do tego cała teoria spiskowa zbudowana w społeczeństwie, że albo ten ukrył, albo tamten ukrył, ale na pewno prawda jest gdzieś jeszcze indziej" - dodawał Miller. "W związku z tym ja też oczekiwałbym, że nasze działanie będzie o tyle niestandardowe, że musi uwzględniać wymogi postępowania przy wypadku cywilnym. I wewnętrzne nasze ustalenia metodologiczne oraz dokumentów kończących muszą być zweryfikowane z punktu widzenia tej okoliczności, co do tego jestem przekonany" - mówił dalej.
"Potężna dyskusja publiczna"
"Państwo zdają sobie sprawę, że to nie jest wyłącznie dla ministrów, dla generałów, dla komisji przy ministrze. To będzie potężna dyskusja publiczna z różnymi dla nas nieprzyjemnymi sugestiami. Zaczynamy dotykać istoty problemu. Ja zacząłem od tego, czy wam nie przeszkadza, że zgodziliśmy się, że wypadek miał charakter wypadku cywilnego. I to jest konsekwencja tego przyjęcia. I jeśli ten raport będzie według norm wojskowych i nie będzie przystawał do raportu (...), to będzie właśnie ten dysonans, o którym wspomniałem" - powiedziałówczesny szef MSWiA.
"Ostateczna decyzja należy do premiera; to premier zastrzegł sobie prawo osobistego nadzoru, może to nie jest dobre słowo, ale bieżącego przypatrywania się naszym poczynaniom. A jeśli chodzi o skład osobowy, zastrzegł sobie obowiązek obu ministrów, czyli ministra obrony i ministra spraw wewnętrznych, uzgadniania (...) wszelkich decyzji personalnych ze sobą" - mówił Miller.
Szef podkomisji Wacław Berczyński ocenił, że te informacje są szokujące. "Wymowa tych materiałów, kiedy minister rządu polskiego, na polecenie polskiego premiera, instruuje komisję jak ma przebiegać badanie wypadku lotniczego - dla mnie jest to szokujące" - powiedział.
Lasek o nagraniu
Maciej Lasek z komisji Millera tłumaczył w rozmowie z PAP, że nagranie pochodzi z pierwszych dni po tym, kiedy Miller został powołany na przewodniczącego komisji. - Nie byłem na tym spotkaniu, ale słuchałem taśmy i wielokrotnie o tym na posiedzeniach komisji rozmawialiśmy, że przekaz ma być spójny - co znaczy, że jeżeli bazujemy na tych samych faktach, to raporty nie powinny się różnić.
Jak dodał, "okazało się jednak, że nie bazowaliśmy na tych samych faktach, ponieważ Rosjanie część tych faktów skrupulatnie ominęli w swoim raporcie, i dlatego się różnimy".
"Głos gen. Błasika nie został zidentyfikowany"
Według podkomisji w kokpicie Tu-154M nie zidentyfikowano głosu dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika. Wiceszef podkomisji prof. Kazimierz Nowaczyk oświadczył, że głos "nie został zidentyfikowany - po pierwsze przez żadną z trzech osób dobrze go znających, po drugie przez żadną z dotychczasowych specjalistycznych ekspertyz laboratoryjnych dokonującą wskazania mówców; są to Centralne Laboratorium Kryminalistyki KGP, Instytut Sehna, prof. Grażyna Demenko".
Nowaczyk dodał, że ani "komisja Millera, ani zespół biegłych prokuratury nie podały żadnych wyników badań mogących być podstawą identyfikacji generała Błasika".
Informacja o tym, że Błasik przebywał w kokpicie pojawiła się m.in. w opublikowanym w styczniu 2011 r. raporcie MAK. Także raport polskiej komisji mówił o jego obecności w kokpicie; ok. dwóch minut przed katastrofą miał on podawać w kokpicie wysokość, na jakiej miała znajdować się maszyna.
"Wycięto po kilka sekund"
Wg Nowaczyka z polskiej "czarnej skrzynki" wycięto ok. 3 sekund zapisu, z rosyjskiej ok. 5 sekund. Nowaczyk podkreślił, że cała tragedia i rozpad samolotu rozpoczął się na dystansie ok. 900 metrów. "Pierwszym wyznacznikiem tego jest działka Bodina, później TAWS #38 (38. zapis z tego urządzenia - red), ukryty w obu raportach i MAK-u i zespołu polskiego oraz punkt ostatni, tj. zapis komputera pokładowego FMS w momencie jego zamrożenia: 15 metrów nad gruntem" - powiedział.
"Żmudna analiza"
Dodał, że podkomisja znalazła plik źródłowy z rejestratora, dzięki czemu udało się odszyfrować dodatkowe, ostatnie brakujące 5 sekund z zapisu. "Jesteśmy w trakcie analizy, która jest bardzo żmudna, ale już znaleźliśmy sygnał niesprawności pierwszego silnika, niesprawność pierwszego generatora, niesprawność obu wysokościomierzy radiowych" - zaznaczył.
- To wszystko się dzieje pomiędzy (zapisanym w pamięci rejestratora punktem) TAWS #38 a miejscem zamrożenia pamięci FMS, w powietrzu, 15 metrów nad gruntem - mówił.
"Wiele szczątków samolotu przed upadkiem było spalonych"
W prezentacji podkomisji podkreślono też, że "wiele szczątków samolotu przed upadkiem na ziemię było spalonych lub okopconych".
W kwietniu br. Maciej Lasek mówił, że fragmenty samolotu odpadały z maszyny na dystansie setek metrów, kiedy samolot zawadzał o drzewa, jeszcze zanim się rozbił, i jest to zgodne z ustaleniami komisji Millera.
W pokazywanych prezentacjach podkomisja przekonywała, że początkowo badanie katastrofy zdominowała strona rosyjska, a członkowie polskiej komisji przez pewien czas nie mieli nawet przepustek do miejsca katastrofy ani dostępu do "czarnej skrzynki".
Wg podkomisji członkowie polskiej grupy roboczej mieli 14 i 15 kwietnia 2010 "utrudniony, a wręcz zabroniony dostęp do miejsca zdarzenia".
Macierewicz: proszę nie spodziewać się, że komisja przedstawi winnych
- Powołanie komisji mającej ponownie zbadać tragedię smoleńską było obowiązkiem MON; powody tej decyzji były oczywiste i wynikały z niesolidności działań podejmowanych przez komisję powołaną przez Federację Rosyjską, jak i trzy kolejne komisje i zespoły powoływane przez polskie władze, którymi kierował premier Donald Tusk, w tym komisję Jerzego Millera - mówił szef MON Antoni Macierewicz.
- Proszę nie spodziewać się, że komisja przedstawi winnych, bo to nie jest zadaniem tej komisji - dodał. Jak mówił, komisja "raz jeszcze dokona oceny przebiegu wydarzeń, materiału dowodowego i sformułuje stanowisko tak, aby uniknąć na przyszłość przede wszystkim takich katastrof".
"Przekażę całą dokumentację"
- Jako minister obrony narodowej postanowiłem przekazać całą dokumentację, jaka znajduje się w dostępnych archiwach ministerstwa - łącznie z dokumentacją Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, która zajmowała się poprzednio tym wydarzeniem - nowo powołanej komisji - powiedział Macierewicz.
Szef podkomisji podkreślił, że jej zadaniem jest wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej. - Nie przyjmujemy żadnych wstępnych hipotez, ani żadnych założeń, nie wiemy co się stało. Po to nas powołano, żebyśmy wyjaśnili, co się stało, bez żadnych wstępnych założeń - mówił Wacław Berczyński.
Eksperyment w tunelu aerodynamicznym
- Katalogując dane, staramy się również ocenić ich prawdziwość, dlatego że wiele danych otrzymaliśmy np. ze źródeł rosyjskich czy zagranicznych i musimy sobie zadać pytanie, czy nie były manipulowane - dodał. "- naleźliśmy już dowody, że były manipulowane niektóre dane" - dodał.
Podkomisja przygotowuje się do wykonania badań w tunelu aerodynamicznym i wykonała już analizę głosową wypadku. Ponadto podkomisja czeka obecnie na dane medyczne. Wysłuchała już ona kilkunastu świadków i przewiduje dalsze wysłuchania.
Dziennikarze nie mieli możliwości zadawania pytań podczas konferencji.
PAP/ Fot.PAP/Radek Pietruszka
Czytaj więcej
Komentarze