Brazylia: senat przegłosował odwołanie prezydent Dilmy Rousseff
Senat Brazylii przegłosował impeachment zawieszonej w obowiązkach prezydent Dilmy Rousseff, oskarżonej o ukrywanie złego stanu finansów publicznych; za jej odwołaniem głosowało 61 senatorów, przeciw było 20.
Do impeachmentu 68-letniej Rousseff, która 12 maja została zawieszona w obowiązkach prezydenta, wystarczyłyby głosy 54 z 81 senatorów.
Dilmie Rousseff zarzuca się, że pożyczała pieniądze z państwowych banków, by łatać dziury budżetowe, maskując w ten sposób skalę problemów gospodarczych Brazylii. W ten sposób zwiększała swe szanse na reelekcję w 2014 roku.
Prokurator Julio Marcelo de Oliveira z brazylijskiego Ministerstwa Obrachunkowego oświadczył w Senacie, że udowodniono, iż w latach 2014 i 2015 Rousseff zmieniała budżet państwa bez zgody Kongresu oraz "korzystała z banków publicznych dla zdobywania środków na finansowanie programów socjalnych rządu", co miało narazić państwo brazylijskie na straty obliczane na 6 miliardów reali (1,87 mld dolarów).
Zdaniem prokuratora czyny zarzucane prezydent "nie mają charakteru przestępstw kryminalnych", jednak stanowią naruszenie konstytucji i Ustawy o odpowiedzialności finansowej, która reguluje wydatkowanie funduszów publicznych.
Prezydent odrzuca oskarżenia
Wygłaszając swoją mowę w senacie w poniedziałek prezydent przypomniała przypominając senatorom, że została wybrana przez ponad 54 miliony obywateli. Podkreśliła, że nie popełniła zarzucanych jej czynów. - Czuję gorycz niesprawiedliwości - dodała.
Proces o usunięcie jej z urzędu nazwała zamachem stanu. Jej zdaniem jest on "niesprawiedliwy i arbitralny". Ostrzegła również przed niebezpieczeństwem działań tymczasowego "uzurpatorskiego" rządu p.o. prezydenta Michela Temera z Partii Demokratycznego Ruchu Brazylijskiego. - Przyszłość Brazylii jest zagrożona - alarmowała.
"Uderzenie w prawa socjalne"
Dilma Rousseff stwierdziła, że oskarżenia kierowane pod jej adresem to pretekst ku temu, by "uderzyć w prawa socjalne", które wywalczyli Brazylijczycy od 2003 roku, gdy do władzy doszedł jej mentor i przyjaciel, poprzedni prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva.
- Nie chodzi o mój mandat, próżność czy żądzę władzy. Walczę o demokrację, prawdę i sprawiedliwość. Wszystkich nas osądzi historia - podkreślała. Przypomniała również, że w epoce dyktatury była torturowana oraz że cierpiała na chorobę nowotworową, co sprawiło, że bała się o własne życie. - Teraz boję się tylko śmierci demokracji - oznajmiła.
Proces w tej sprawie toczy się już 4 miesiące. Według ostatnich sondaży poparcie dla Rousseff jest rekordowo niskie i oscyluje wokół 10 proc., a odsunięcia jej od władzy chce ponad 60 proc. Brazylijczyków.
PAP, polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze