W Polsce wciąż trudno jest rodzić po ludzku. Raport NIK o porodówkach

Polska
W Polsce wciąż trudno jest rodzić po ludzku. Raport NIK o porodówkach
pixabay/maridam77/CC0 Public Domain

Część oddziałów położniczych ma problemy z przestrzeganiem standardów opieki. Nie wszystkie dysponują odpowiednim sprzętem, nie wszędzie obsada personelu jest wystarczająca, aby zapewnić matce i dziecku poczucie bezpieczeństwa. Wciąż też zdarzają się szpitale, które nie gwarantują rodzącym prawa do intymności - wynika z najnowszego raportu Najwyższej Izby Kontroli.

Tylko 8 z 29 skontrolowanych  przez NIK oddziałów położniczych spełniało wszystkie wymogi dotyczące wyposażenia. W 16 szpitalach niektóre sale porodowe i gabinety badań zorganizowano w sposób, który nie gwarantował pacjentkom prawa do intymności: działały tam np. wielostanowiskowe sale porodowe, rozdzielane jedynie parawanami.


Niewiele lepiej zorganizowane były także sale poporodowe. W ponad połowie (16) zbadanych oddziałów położniczych matki mogły co prawda przebywać na salach poporodowych razem z dziećmi, jednak w aż siedmiu szpitalach wszystkie sale były przeznaczone dla więcej niż dwóch matek. W skrajnych przypadkach sale były pięcio- a nawet siedmiołóżkowe. Nie były one także wyposażone w sprzęt umożliwiający mycie i pielęgnację noworodka.


Szpitale wykorzystują lukę w przepisach


NIK zauważa, że kiepskie warunki na niektórych oddziałach położniczych po części są skutkiem przepisów, które pozwalają na szereg odstępstw od ustalonych norm i wymagań. Jest to przez szpitale wykorzystywane.


"Zgodnie z ustawą o działalności leczniczej, placówki, które w dniu wejścia w życie ustawy nie spełniały jej wymagań, otrzymały czas na dostosowanie pomieszczeń do końca 2017 r., pod warunkiem opracowania i przedstawienia programu zmian. Dlatego zakłady opieki zdrowotnej, zamiast dostosować swoje pomieszczenia do przepisów, od wielu lat - niektóre od ponad 20 - powszechnie korzystają z możliwości opracowania programu" - zwracają uwagę kontrolerzy Izby.


Za mało personelu, lekarze pracowali non stop przez kilka dni


Według NIK w praktyce obsada kadrowa była niewystarczająca w stosunku do potrzeb. W większości (22) skontrolowanych szpitali podczas dyżuru był np. tylko jeden anestezjolog, który był przypisany do udzielania świadczeń na oddziale anestezjologii i intensywnej terapii lub bloku operacyjnym.


"Jest to zgodne z przepisami, jednak w ocenie NIK wymóg stałej obecności tylko jednego lekarza anestezjologa w lokalizacji szpitala jest niewystarczający, w przypadku łączenia kilku rodzajów świadczeń, np. położniczych i chirurgicznych, i może stanowić zagrożenie dla życia i zdrowia pacjentek oraz noworodków" - zauważyła NIK w sowim raporcie.


Izba odnotowała także, że aż w 17 szpitalach nieprzerwany czas pracy poszczególnych lekarzy, zatrudnionych na podstawie umów cywilnoprawnych, wynosił od 31,5 do 151 godzin. Oznacza to, że niektórzy lekarze pracowali non stop przez kilka dni. Zastosowany harmonogram dyżurów jest zgodny z prawem, NIK wskazuje jednak jednocześnie na "wątpliwości, czy taka organizacja czasu pracy może zapewnić odpowiednią jakość świadczonych usług i w konsekwencji bezpieczeństwo pacjentek".


Ustalenia kontroli wskazują także, że z powodu braku odpowiedniej liczby anestezjologów świadczących usługi na potrzeby oddziałów położniczych, aż w 20 (z 24 skontrolowanych) nie stosowano znieczuleń zewnątrzoponowych przy porodach naturalnych.


Za dużo cesarskich cięć


Według NIK Polsce znacząco zwiększa się np. liczba cesarskich cięć: średnio w kontrolowanych szpitalach wskaźnik ten wzrósł z ponad 40 proc. w 2010 roku do ponad 47 proc. do września 2015. Pod względem częstotliwości wykonywania cesarskich cięć Polska znajduje się w czołówce państw europejskich. Według raportu Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), pod tym względem Polska w ubiegłym roku zajmowała już czwarte miejsce w Europie.

 

cesarskie


Przyczyną tak dużej liczby cesarskich cięć w Polsce, według ordynatorów kontrolowanych oddziałów położniczych, może być m.in. niewiedza pacjentek na temat możliwych negatywnych następstwach takiego zabiegu oraz strach przed porodem naturalnym. NIK podkreśla jednak, że wątpliwości może budzić rzetelność pouczeń, z którymi zapoznaje się pacjentkę przed wyrażeniem zgody na zabieg cesarskiego cięcia. Brakuje w nich bowiem informacji o możliwych szkodliwych skutkach zabiegu dla zdrowia dziecka.


"Liczba wykonywanych cesarskich cięć ma bezpośredni wpływ na sytuację finansową oddziału położniczego. Koszt porodu rozwiązanego w ten sposób jest dużo wyższy od kosztu porodu siłami natury, zaś wysokość refundacji z NFZ przy obu sposobach rozwiązania ciąży jest identyczna" - podkreśla NIK.


Z przeprowadzonych przez NIK badań ankietowych wynika też, że kobiety w ciąży wiedzę na temat porodu czerpią z internetu, czasopism, bądź rozmów ze znajomymi. Tylko 224 spośród 731 zapytanych kobiet, które urodziły pierwsze dziecko, uczęszczało do szkoły rodzenia.

 

polsatnews.pl; infografika: NIK

 

ptw/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie