11 lipca dniem ofiar ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów. To apel PSL
W poniedziałek w Sejmie ludowcy zorganizowali konferencję pt. "73. rocznica zbrodni wołyńskiej - zagłada polskiej ludności Kresów Wschodnich II RP dokonanej przez nacjonalistów ukraińskich". W przyjętym stanowisku wezwano prezydenta, marszałków Sejmu i Senatu oraz premier do "upamiętnienia i należnego szacunku dla ofiar tej niewyobrażalnej zbrodni" i ustanowienia 11 lipca dniem pamięci o ofiarach.
"Historyczna prawda o ludobójstwie na Kresach Wschodnich II RP nie może stanowić elementu gry politycznej, nie może być zakładnikiem geopolityki. Zbrodnię i jej sprawców należy potępić a ofiarom i bohaterom oddać należny szacunek" - podkreślono w stanowisku.
"Żądamy godnego upamiętnienia"
Szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział na briefingu w Sejmie, że PSL "zaprasza wszystkie środowiska polityczne i społeczne" do podjęcia uchwały lub ustawy ustanawiającej 11 lipca dniem pamięci ofiar ludobójstwa na kresach wschodnich II RP. - Żądamy godnego upamiętnienia - dodał.
Zaznaczył, że słowo "ludobójstwo" nigdy dotąd nie znalazło się w uchwale Sejmu, a tysiące rodzin, które straciły swoich bliskich w rzezi wołyńskiej, domagają się prawdy historycznej. - Nie dla zemsty, tylko dla pamięci - podkreślił Kosiniak-Kamysz.
Według niego relacje polsko-ukraińskie "trzeba oprzeć na prawdzie historycznej", a nadawanie ulicom imienia Stepana Bandery, co ma miejsce na Ukrainie, jest "nie do przyjęcia".
"Chcemy prawdy"
Apel ludowców poparł ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który wziął udział w konferencji. Podkreślił, że wypowiada się w imieniu tych, którzy stracili swoich bliskich w rzezi wołyńskiej.
Isakowicz-Zaleski mówił, że jego pradziadek był Ukraińcem i sam nie ma nastawienia antyukraińskiego, podobnie jak rodziny kresowe - wbrew niektórym oskarżeniom - nie są antyukraińskie i proputinowskie. - Dla dobrych relacji z Polską i Ukrainą chcemy prawdy. Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli - mówił.
- Dość tego mataczenia, dość tego kłamstwa, ustawicznego zamiatania pod dywan. Apeluję do pana prezydenta Andrzeja Dudy, który składał konkretne obietnice wyborcze, żeby miał odwagę powiedzieć: "tak, to było ludobójstwo" - podkreślił Isakowicz-Zaleski. - Jako rodziny bardzo nas boli to, że po 27 latach istnienia III RP prawda o ludobójstwie nie może się przebić w polskim Sejmie - mówił.
Zbrodnie na ludności polskiej na Wołyniu
Masowe zbrodnie popełnione w latach 1943-44 przez OUN i UPA na ludności polskiej na Wołyniu, w Galicji Wschodniej i terenach południowo-wschodnich województw II RP określane są mianem rzezi wołyńskiej. Kulminacja zbrodni nastąpiła 11 lipca 1943 r., gdy oddziały UPA zaatakowały około 150 polskich miejscowości - podczas tzw. "krwawej niedzieli" oddziały UPA wymordowały ok. 11 tys. ludzi.
Dla polskich historyków rzeź wołyńska była ludobójczą czystką etniczną, w której zginęło ponad 100 tys. osób. Są też szacunki mówiące o 120-130 tys. ofiar. Dla badaczy z Ukrainy zbrodnie były konsekwencją wojny Armii Krajowej z UPA, w której wzięła udział ludność cywilna. Strona ukraińska ocenia swoje straty na 10-12, a nawet 20 tys. ofiar. Stepan Bandera był przywódcą jednej z frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), której zbrojnym ramieniem była UPA.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze