Barack Obama "szuka pracy" w Waszyngtonie. Ma już plany na czas po wyprowadzce z Białego Domu
Prezydent USA Barack Obama dopiero za 8 miesięcy odchodzi z urzędu, ale już teraz ujawnił plany swoje i swojej rodziny na okres po wyprowadzeniu się z Białego Domu. Odbiegają one od tego, co zamierzali w tej sytuacji jego poprzednicy. Zamierza bowiem pozostać w stolicy.
Niemal wszyscy prezydenci USA po zakończeniu kadencji wracają do rodzinnych stanów i miast. Doglądają tam budowy bibliotek-muzeów eksponujących osiągnięcia ich rządów. Obama - jak oznajmił niedawno jego rzecznik - zamierza pozostać przez kolejne dwa lata w Waszyngtonie.
Podjął taką decyzję, aby jego młodsza córka Sasha mogła skończyć szkołę średnią w stolicy. Sasha uczy się w elitarnym prywatnym liceum Sidwell Friends Academy i do jej ukończenia brakuje jej jeszcze dwóch klas.
Prezydent "szuka" pracy
Co będzie robić w Waszyngtonie emerytowany prezydent? Podczas dorocznej kolacji z korespondentami w Białym Domu, na której zgodnie z konwencją sypał dowcipami, Obama pokazał swoim gościom krótki film o tym, jak będzie szukał sobie zajęcia w stolicy.
Zadzwoni na przykład do klubu koszykówki Washington Wizards - ale choć był kiedyś nieźle zapowiadającym się zawodnikiem, klub go nie potrzebuje. Na emeryturze nudzi się, ogląda telewizję razem z byłym liderem Republikanów w Kongresie, Johnem Boehnerem.
Myśli o przedłużeniu prawa jazdy, by samemu prowadzić samochód. Ale gdy w wydziale komunikacji przedstawia się „Barack Hussein Obama”, urzędniczka prosi o akt urodzenia. Prezydent pokazuje metrykę i zapewnia, że jest prawdziwa, ale twarz urzędniczki wyraża zwątpienie. To aluzja do sugestii wrogów Obamy, w tym Donalda Trumpa, że naprawdę urodził się nie na Hawajach, a w Kenii, więc nie ma prawa być prezydentem.
W końcówce filmu Obama ma wszystkiego dość i leży na kozetce, jak u psychoanalityka (stąd tytuł filmu: "Couch Commander" - wódz naczelny na kozetce). Terapię prowadzi zatroskany wiceprezydent Joe Biden.
Filmik stał się przebojem w internecie. Jak oceniają recenzenci, jest naprawdę zabawny - potwierdza poczucie humoru Obamy i zdolność do autoironii.
Kontrowersje wokół "gap year" starszej córki prezydenta
Tydzień temu Biały Dom ogłosił, że starsza córka prezydenta, Malia, wybiera się na studia na Uniwersytecie Harvarda. Malia kończy szkołę w maju, ale zacznie studiować dopiero w roku przyszłym. Rok przerwy między nauką w liceum a studiami to także dość niezwykły wybór - większość młodych Amerykanów zapisujących się do college'u zaczyna tam naukę od razu. "Gap year", jak nazywa się w USA taką pauzę, jest bardziej popularny w Europie Zachodniej.
Decyzja Malii (albo jej rodziców?) wywołała mieszane komentarze. Na portalu CNN badaczka trendów edukacyjnych Nina Hoe pisze, że przerwa między szkołą a wyższymi studiami przydaje się młodym ludziom. Odsunięcie w czasie dalszej nauki - argumentuje autorka - umożliwia pracę lub podróże, które sprzyjają nabraniu życiowych doświadczeń i rozwojowi osobowości.
Na łamach "Guardiana" Jean Hannah Edelstein zwraca jednak uwagę, że na podobną zwłokę - z gwarancją późniejszych studiów - stać w Ameryce głównie młodzież z zamożnych rodzin, korzystającą z pomocy finansowej rodziców. Biedniejsi zaciągają pożyczki na naukę - trudne potem do spłacenia wskutek drożejącego czesnego - i wolą jak najszybciej zacząć naukę na uczelni, obiecującą potem lepszą pracę.
Obóz przeciwników Obamy zareagował wrogo na wieść o uczelnianych planach prezydenckiej córki. Na stronach internetowych prawicowej telewizji Fox News pojawiły się wpisy rasistowskie. Konserwatywni komentatorzy sugerują, że Harvard - najlepszy uniwersytet amerykański - przyjął Malię tylko "dlatego, że jest córką Obamy". Zdaniem prawicy to szczególna, bo nieformalna, wersja akcji afirmatywnej, czyli obowiązującego w USA systemu preferencji dla mniejszości rasowych.
Na łamach "Chicago Tribune" Rex Huppke napisał, że planując córce przerwę między szkołą a uczelnią, Obamowie propagują "idee europejskie", bo gap year jest popularny w Europie i Australii. "Od kiedy to idziemy za przykładem Europy?" - oburza się autor. Jego zdaniem zwolennicy zwlekania ze studiami "starają się rozleniwić nasze dzieci, wmawiając im, że szalone socjalistyczne pomysły Europejczyków są fajne".
PAP
Czytaj więcej
Komentarze