Witalij Kliczko dla polsatnews.pl o Czarnobylu: moja rodzina zapłaciła wysoką cenę. Ojciec zmarł na skutek napromieniowania
Mieliśmy możliwości, aby radzić się najlepszych lekarzy. Ale gdy dowiadywali się, że ojciec był w Czarnobylu, rozkładali ręce. Mówili, że jego nowotwór to efekt napromieniowania. I, że nie są w stanie pomóc - Witalij Kliczko, ukraiński bokser, od 2014 roku mer Kijowa, z polsatnews.pl podzielił się wspomnieniami i opowiedział o tym, jakie piętno katastrofa w Czarnobylu odcisnęła na jego rodzinie.
Dziś przypada 30. rocznica katastrofy w Czarnobylu - największej w historii energetyki jądrowej.
Ojciec Kliczki - Władimir, był wojskowym - dowódcą jednostki sił powietrznych. Dlatego na miejscu, w Czarnobylu, musiał stawić się od razu. Jednak gdy 26 kwietnia 1986 roku, obudzony skoro świt wychodził z domu, jego bliscy, tak jak reszta Ukraińców, nie mieli pojęcia, co się stało.
- Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. Ojciec został obudzony o 5 lub 6 rano i wezwany na służbę na kilka dni – wspomina Witalij Kliczko, mistrz świata w boksie.
On sam, gdy w elektrowni jądrowej doszło do przegrzania reaktora i wybuchu wodoru, a w efekcie tego do pożaru oraz rozprzestrzenienia się substancji promieniotwórczych, miał 15 lat. Jego młodszy brat, znany także z ringu mistrz bokserski Władimir - 10.
Wszystkie autobusy pojechały do Czarnobyla
- Dwa dni później mój ojciec wrócił, i mimo że miał zakaz mówienia komukolwiek o tym, co wydarzyło się w Czarnobylu, zdradził nam, że doszło do ogromnej katastrofy. Powiedział, że w elektrowni jądrowej miała miejsce eksplozja i że lepiej nie wychodzić z domu, bo wiele substancji promieniotwórczych jest w powietrzu – opisuje mer Kijowa.
Kliczko z tamtego czasu zapamiętał, że z miasta zniknęły autobusy. Jak dowiedział się później, wszystkie zostały wysłane do Czarnobyla, by ewakuować mieszkańców wsi sąsiadujących z elektrownią.
Poza tym, jak opisuje, nikt nie zmieniał swoich planów. Życie toczyło się dalej, jakby nic szczególnego się nie wydarzyło. On i jego brat normalnie poszli do szkoły. Nie pojawiały się żadne nowe informacje, a ludzie swoją wiedzę opierali na plotkach.
"Spójrzcie, cudzoziemcy się nie boją"
- Pamiętam, jak 1 maja maszerowałem Chreszczatykiem (główna aleja Kijowa – red.) z flagą ZSRR w rękach, w kolumnie z innymi uczniami. Potem w Kijowie miał się odbyć międzynarodowy wyścig kolarski (Wyścig Pokoju - red.). Mówiono nam: "spójrzcie, cudzoziemcy się nie boją i wezmą udział w wyścigu" i że wszystko to tylko plotki i fałszywe informacje o niebezpieczeństwie – dodał.
Mimo to, jak podkreśla, kupienie biletu na pociąg albo samolot było niemożliwe, bo z Kijowa uciekać wtedy chcieli wszyscy. Ostatecznie jego młodszy brat został wysłany na obóz nad Morzem Azowskim (część Morza Czarnego – red.), a on sam w Kijowie spędził całe lato. - Mój ojciec spędził je w Czarnobylu. Początkowo był odpowiedzialny za ewakuację cywilów, a następnie - gasił pożar – opisuje.
Jak zaznaczył, jego rodzina zapłaciła wysoką cenę przez katastrofę elektrowni. Władimir Kliczko senior zmarł w 2011 roku z powodu nowotworu układu limfatycznego. Miał 64 lata.
"Jeśli jesteś żołnierzem, musisz wypełniać swoje obowiązki"
Przed śmiercią, gdy jego synowie już osiągali spektakularne sukcesy sportowe, ojciec bokserów wystąpił w filmie dokumentalnym poświęconym ich karierze. Wówczas odnosząc się do wydarzeń z 1986 roku mówił, że większość jego przyjaciół, którzy pracowali przy likwidowaniu skutków katastrofy w Czarnobylu, już nie żyje. Wspominał, jak ludzie byli wysyłani do pracy nawet bez odzieży ochronnej.
Zaznaczył, że od samego początku rząd próbował zatuszować prawdę i bagatelizował sytuację. - Ci, którzy mogli Kijów opuścić, skorzystali z okazji, by to zrobić. Ale jeśli jesteś żołnierzem, musisz wypełniać swoje obowiązki – podkreślał.
Czytaj więcej