Afera Amber Gold: druga rozprawa przed sądem w Gdańsku
Sąd nie zgodził się na uchylenie aresztu jednej z oskarżonych - Katarzynie P. Uznał, że zachodzi "uzasadniona groźba matactwa" z jej strony. Wcześniej zakończono odczytywanie wyjaśnień ze śledztwa b. prezesa spółki Amber Gold Marcina P. i jego żony Katarzyny P. Zgodnie z decyzją sądu ich treść nie może upubliczniana. Następna rozprawa - 1 kwietnia.
Sąd Okręgowy w Gdańsku zakończył w czwartek odczytywanie wyjaśnień ze śledztwa b. prezesa spółki Amber Gold Marcina P. i jego żony Katarzyny P. Zgodnie z decyzją sądu ich treść nie może upubliczniana. Następna rozprawa w procesie afery Amber Gold - 1 kwietnia.
Podczas trzech godzin czwartkowej rozprawy sąd dokończył odczytywanie wyjaśnień złożonych przez Marcina P. w trakcie śledztwa. Podczas pierwszej poniedziałkowej rozprawy b. szef Amber Gold odmówił bowiem składania wyjaśnień. Oskarżony nie przyznał się też do winy i nie zgodził się odpowiadać na żadne pytania, w tym także swojego obrońcy.
Po zakończeniu odczytywania przesłuchań Marcina P. głos zabrała Katarzyna P., która nie przyznała się do żadnego z zarzutów i odmówiła składania wyjaśnień. Odmówiła odpowiedzi na pytania, z wyjątkiem pytań obrońcy. Sąd odczytał wyjaśnienia Katarzyny P. złożone w prokuraturze.
W przypadku Marcina P. i Katarzyny P. sąd zakazał mediom upublicznienie ich wyjaśnień. Ma to służyć temu, aby świadkowie, którzy będą zeznawać przed sądem nie znali szczegółów wyjaśnień obojga oskarżonych.
Adwokat: ze strony Katarzyny P. nie ma żadnych obaw o matactwo
Na zakończenie czwartkowej rozprawy obrońca oskarżonej Anna Żurawska wniosła o uchylenie aresztu Katarzynie P. i zastąpienie tego dozorem policyjnym i zakazem opuszczania kraju.
Jak uzasadniała adwokat, ze strony Katarzyny P. nie ma żadnych obaw o matactwo i utrudnianie postępowania sądowego. - Przeciwnie moja klientka współpracowała do tej pory z organami ścigania, nie podejmowała wcześniej żadnych prób kontaktowania się ze świadkami, nie zachodzi więc żadne przypuszczenie, że takie próby podjęłaby po uchyleniu aresztu - argumentowała.
Adwokat powołała się też na sytuację osobistą Katarzyny P. Oskarżona jest dowożona do sądu z aresztu w Grudziądzu, gdzie działa oddział położniczo-ginekologiczny oraz są warunki do opieki nad dziećmi. Według doniesień mediów, oskarżona podczas wcześniejszego pobytu w areszcie zaszła w ciążę, a ojcem jej dziecka jest więzienny strażnik.
- W trakcie tymczasowego aresztowania (od kwietnia 2013 r.) oskarżona nie została właściwie ochroniona przed niewłaściwym zachowaniem funkcjonariuszy więziennych. W warunkach izolacji nie powinno dojść do poczęcia i urodzenia dziecka, a skutki tego są nieodwracalne. Teraz za wszelką nielegalną działalność innych osób konsekwencje ponosi tylko moja klientka - argumentowała obrońca.
Dodała, że Katarzyna P. karmi w sposób naturalny, a cała sytuacja wpłynie negatywnie na psychikę 7-miesięcznego dziecka. - Dziecko źle reaguje na rozłąkę z matką - mówiła.
Prokurator Magdalena Guga, która opowiedziała się przeciwko uchyleniu aresztu Katarzynie P., powiedziała, że oskarżona odmówiła organom ścigania złożenia jakichkolwiek wyjaśnień w sprawie zajścia w ciążę podczas pobytu w areszcie.
Sąd: Istnieje uzasadniona groźba matactwa
Sąd nie zgodził się na zwolnienie z aresztu oskarżonej. Jak mówiła sędzia Lidia Jedynak, Katarzyna P. jest oskarżona w sprawie "niespotykanej w historii polskiego sądownictwa" i istnieją realne przesłanki, że może być jej wymierzona surowa kara powyżej 10 lat więzienia.
"Istnieje ponadto uzasadniona groźba matactwa z jej strony. Przebywając na wolności może podjąć kontakty ze świadkami. Może też podjąć próbę ukrycia się przed wymiarem sprawiedliwości" - mówiła sędzia.
Podkreśliła, że dziecko Katarzyny P. ma odpowiednie warunki opieki w areszcie. - Badając wcześniej okoliczności, w jakich oskarżona zaszła w ciążę nie wynika, aby doszło do tego w wyniku przestępstwa w postaci przemocy lub podstępu. Trudno więc twierdzić, aby oskarżona była ofiarą tej sytuacji - ocenił sąd.
Na kolejnej rozprawie zaplanowanej w przyszły piątek sąd ma zamiar przesłuchiwać pierwszych świadków.
19 tys. oszukanych
Według śledczych, Marcin P. i jego żona oszukali w latach 2009-12 w ramach tzw. piramidy finansowej w sumie niemal 19 tys. klientów spółki, doprowadzając ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł. Prokuratura ustaliła, że spółka Amber Gold była tzw. piramidą finansową, a oskarżeni bez zezwolenia prowadzili działalność polegającą na gromadzeniu pieniędzy klientów parabanku.
Zdaniem śledczych, klienci od początku przy zawieraniu umów byli wprowadzani w błąd co do sposobu przeznaczenia zainwestowanych przez nich pieniędzy - zapewniano ich, że za pieniądze kupowane będzie złoto, srebro lub platyna, co potwierdzać miały wystawiane certyfikaty. Lokaty rzekomo miały być ubezpieczone i gwarantowane przez Fundusz Poręczeniowy AG, na który klienci musieli wpłacać 1 proc. wartości każdej lokaty.
Obok oszustwa znacznej wartości oskarżonym zarzuca się także pranie pieniędzy wyłudzonych od klientów parabanku. Oskarżeni wielokrotnie - według śledczych - przelewali je na różne konta bankowe m.in. spółek grupy Amber Gold oraz innych podmiotów i osób.
Jak ustalono, ostatecznie zainwestowane pieniądze przed upadkiem spółki odzyskało zaledwie ok. 3 tys. z prawie 19 tys. jej klientów - w sumie było to niemal 291 mln zł.
Amber Gold z OLT Express w tle
Katarzyna i Marcin P. pieniądze pozyskane z lokat wydawali na rozmaite cele - m.in. na finansowanie linii lotniczych OLT Express (nieistniejący już krajowy przewoźnik, w którym głównym inwestorem była Amber Gold) przeznaczono prawie 300 mln zł. Część dochodów szła też na wynagrodzenia. Ustalono, że z tego tytułu oskarżeni wypłacili sobie 18,8 mln zł.
Śledczy uznali, że Katarzyna i Marcin P. działali w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i uczynili sobie z tej działalności stałe źródło dochodu.
W sumie Marcin P. został oskarżony o cztery przestępstwa, a Katarzyna P. o 10. Grożą im kary do 15 lat więzienia.
Oskarżeni w trakcie śledztwa nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień, bądź składali je sprzeczne z prokuratorskimi ustaleniami.
Amber Gold to firma, która miała inwestować w złoto i inne kruszce. Działała od 2009 r., a klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - od 6 do nawet 16,5 proc. w skali roku - które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. 13 sierpnia 2012 r. firma ogłosiła likwidację, tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze