Osiem i pół roku więzienia dla polskiego kierowcy, który wjechał pod Pendolino w Czechach
Polskiego kierowcę skazał sąd rejonowy w Nowym Jiczynie w Czechach. Mężczyzna w lipcu ubiegłego roku wjechał tirem pod Pendolino na przejściu kolejowym. W wypadku zginęły trzy osoby, a 20 zostało poważnie rannych. Kierowca otrzymał także dziesięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów. Wyrok jest prawomocny.
Skazany kierowca, w lipcu ubiegłego roku przewoził materiały metalowe z Polski na Węgry. Do wypadku doszło w miejscowości Studenka, ok. 20 km od Ostrawy i niecałe 50 km od granicy z Polską.
Przejeżdżający pociąg zmiażdżył naczepę ciężarówki. Siedzący w kabinie kierowca z wypadku wyszedł praktycznie bez szwanku. Trzech pasażerów pociągu zginęło, a 20 osób zostało poważnie rannych. Straty materialne oszacowano na 150 mln koron, czyli ok. 24,2 mln zł. Wyrok jest prawomocny. Prokuratura i oskarżony zrezygnowali z prawa do odwołania się.
Wyrok obejmuje również zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych przez 10 lat, ale zakaz obowiązuje wyłącznie na terytorium Republiki Czeskiej. W razie przeniesienia skazanego na jego żądanie do zakładu karnego w Polsce, tamtejszy sąd mógłby rozciągnąć ten zakaz na terytorium Polski.
"Absurdalne" tłumaczenia
- Zeznania oskarżonego nie były pełne. Sąd nie uważa ich za okoliczność łagodzącą. Przyznał się do wjechania na przejazd, ale nie uznaje swego błędu. Twierdzi, że zawiniło złe zabezpieczenie przejazdu. Jest to twierdzenie po prostu absurdalne. Zarówno u nas, jak i w Polsce, obowiązuje zasada, że gdy świeci czerwone światło, wjazd nie jest dozwolony - powiedział sędzia.
W przemówieniu podsumowującym prokurator powiedział, że nie może zrozumieć, jak kierowca otrzymał w Polsce prawo jazdy. Oskarżyciel wskazał, że w ciągu ostatnich czterech lat polski kierowca popełnił 19 wykroczeń drogowych oraz spowodował dwa wypadki. – Co jeszcze musiało się wydarzyć, żeby oskarżony stracił prawo jazdy? – zapytał prokurator.
Podkreślił, że wypadek mógł być jeszcze poważniejszy, gdyby nie fachowe zachowanie prowadzącego pociąg, któremu udało się zwolnić ze 160 km/h do 142 km/h. Maszynista stracił w wypadku lewą nogę.
Kierowca wyraził skruchę
Obrońca kierowcy podkreślił, że mężczyzna wyraża skruchę, a konsekwencje wypadku wpłyną na jego całe życie. Zauważył także, że był to pierwszy raz, kiedy zamknięte szlabany uwięziły auto na torach. Adwokat twierdzi, że kierowca stał na torach 11 sekund zanim przyjechało Pendolino, ale na reakcję miał tylko 5 sekund od kiedy zauważył pociąg. - To bardzo mało czasu na podjęcie decyzji - podkreślił obrońca.
Zdaniem obrońcy szerokie na 33 metry przejście kolejowe powinno mieć inne zabezpieczenia lub powinno być skonstruowane tak, aby umożliwić bezkolizyjny przejazd.
Zignorował światła ostrzegawcze
Kierowca wjechał na przejazd mimo tego, że od pół minuty migały czerwone światła ostrzegawcze. Zeznał jeszcze w styczniu, że wydawało mu się, że jeżeli są dwa zabezpieczenia przed wjazdem na przejazd (światła ostrzegawcze i szlabany), to najważniejsze są szlabany, a te w czasie wjazdu ciężarówki, były otwarte. Pytany, dlaczego nie staranował zapór powiedział, że myślał iż jeżeli szlabany są zamknięte, to nie może opuścić skrzyżowania. Kierowcy wydawało się, że fotokomórka wyłapie, że cały czas stoi na torach i uda się zatrzymać pociąg.
Później przyznał jednak, że zignorował światła. - Wprowadziło mnie to w błąd i nie mogłem się skupić. Zapory były podniesione i oznaczało to dla mnie, że mogę jechać - powiedział przed sądem. - Stojąc na torach nie miałem już czasu na nic, bo pociąg przyjechał zbyt szybko - dodał.
ostrava.idnes.cz, PAP
Czytaj więcej
Komentarze