95-latka czekała w szpitalu 10 godzin na karetkę bez leków i jedzenia
Pacjentka, wypisana z Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego im. T. Marciniaka we Wrocławiu, zgodnie z przepisami, powinna zostać odwieziona do domu. 95-letnia kobieta częściowo sparaliżowana po udarze czekała głodna i bez leków. Szpital tłumaczy, że za przewozy pacjentów odpowiada podwykonawca i podkreśla, że to była "wyjątkowa sytuacja". Sprawę opisała "Gazeta Wrocławska".
Karetka była umowiona na godzinę 14. Podróż zaczęła się jednak dopiero po godz. 23:00. Córka pacjentki Maria Miniewska przekonuje, że matką po wypisaniu szpital już się nie interesował. - W tym czasie mama już nie dostała leków ani jedzenia - powiedziała.
Szpital wini podwykonawcę
Według gazety, dyrektor szpitala nie potrafił wyjaśnić, dlaczego chorej nie zapewniono opieki. Jak poinformował, jeśli rodzina wystąpi ze skargą, zostanie przeprowadzone dochodzenie.
Winą za długi czas oczekiwania obarczył podwykonawcę usług przewozów ambulansami, firmę Sal-Med.
Dyrektor firmy powiedział, że problemy z transportem tego dnia spowodowane były awarią jednej z karetek i kolizją drugiej. - Dyspozytor informował szpital, że będą opóźnienia, ale sam nie wiedział, że aż takie - wyjaśnił, i dodał, że firma starała się traktować wszystkich równo i robiła, co mogła w tej sytuacji.
gazetawroclawska.pl
Czytaj więcej
Komentarze