Rzecznik dyscyplinarny będzie wyjaśniał sprawę sędziego Łączewskiego
- Prezes Sądu Okręgowego w Warszawie nie dysponuje odpowiednimi instrumentami pozwalającymi na weryfikację sprzecznych informacji podawanych przez media oraz przez sędziego Łączewskiego. Sprawa zarówno w interesie samego sędziego, jak i wymiaru sprawiedliwości winna zostać gruntownie wyjaśniona - poinformowała w środę rzeczniczka SO sędzia Ewa Leszczyńska-Furtak.
Prezes SO wystąpił do sędziowskiego rzecznika dyscyplinarnego o zbadanie doniesień ws. sędziego Wojciecha Łączewskiego. Sędzia miał w internecie uzgadniać taktykę przeciw rządowi PiS z osobą podszywającą się pod Tomasza Lisa.
Leszczyńska-Furtak podkreśliła, że to rzecznik dyscyplinarny sądów powszechnych zdecyduje, czy wszcząć postępowanie dyscyplinarne, czy odmówić tego. Zaznaczyła, że prezes SO nie może nikogo przesłuchiwać ani np. badać laptopa sędziego. Dodała, że prezes SO odebrał stanowisko sędziego, który przeczy prawdziwości zarzutów mediów.
Miał knuć przeciw rządowi
Media podawały, że Łączewski (m.in. szefował składowi, który skazał b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego na 3 lata więzienia) miał oferować w internecie pomoc osobie podszywającą się pod znanego dziennikarza w działaniach przeciw rządowi. Jedna z gazet opublikowała rozmowy, jakie sędzia miał prowadzić w sieci pod nazwiskiem "Marek Matusiak" z internautą, który podszył się pod Lisa. Sędzia miał się także zjawić na spotkaniu z tym internautą.
W czasie jednej z opisanych przez gazetę rozmów - która miała być prowadzona 18 stycznia 2016 r. o godz. 12.32 - sędzia Łączewski przewodniczył rozprawie, która trwała od godz. 12.00 do godz. 14.05 - podawała sędzia Leszczyńska-Furtak. "Powyższe ustalenie zdaje się wykluczać możliwość prowadzenia w tym czasie prywatnej korespondencji elektronicznej z profilu +Marka Matusiaka+, a tym samym poddaje w wątpliwość prawdziwość całości medialnych doniesień" - dodała.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze