Przejęli nielegalnie ok. 600 spółek i ich majątek. Proces w Krakowie
Przed krakowskim sądem rozpoczął się w piątek proces siedmiu osób oskarżonych o działanie w grupie przestępczej zajmującej się przejmowaniem upadających spółek i wyprowadzaniem z nich majątku z pominięciem wierzycieli. Według prokuratury, grupa działała w latach 2001-2007 i przejęła ok. 600 spółek w całym kraju, m.in. w Krakowie, Poznaniu, Gliwicach, Toruniu, Olsztynie, Bielsku-Białej.
Mechanizm przestępstwa polegał na wyszukiwaniu zadłużonych firm, także przez ogłoszenia prasowe, kupowaniu ich przez podstawione osoby, a następnie wyprzedaży majątku z pominięciem wierzycieli.
Kiedy wierzyciele zgłaszali się do komornika, okazywało się, że po spółce i jej majątku nie było już śladu. W ręce grupy wpadał majątek wielomilionowej wartości, pochodzący ze sprzedaży przejętych maszyn budowlanych, samochodów, wyposażenia biur itp.
Prezesi płacili, aby pozbyć się kłopotu
W śledztwie okazało się też, że niektórzy prezesi i członkowie zarządów spółek, zdając sobie sprawę z tego, że nie są w stanie spłacić wierzycieli, "sprzedawali" swe firmy przedstawicielom grupy, płacąc im duże pieniądze za pozbycie się kłopotów. W tym wątku śledztwa skazano już kilkadziesiąt osób.
Jednym z oskarżonych jest Jacek M., ps. Marchewa, w latach 90. przedstawiany w mediach jako domniemany przywódca jednej z krakowskich grup przestępczych. Zdaniem prokuratury, Jacek M. razem z oskarżonym Piotrem S. kierował grupą zajmującą się przejmowaniem upadających spółek.
Jeden z szefów grupy dobrowolnie poddał się karze
Piotr S. i dziesięciu innych oskarżonych w śledztwie zadeklarowali chęć dobrowolnego poddania się karze i złożyli wnioski o wydanie wyroku bez przeprowadzania procesu. Sąd przychylił się do ich wniosków i kilka dni temu wymierzył oskarżonym kary uzgodnione z prokuratorem.
Dla Piotra S. - odpowiedzialnego według prokuratury za nadzorowanie działalności grupy oraz za werbowanie nowych członków - kara to pięć lat więzienia w zawieszeniu na 10 lat próby; pozostali oskarżeniu otrzymali niższe kary. Wyrok jest nieprawomocny.
Drugi nie przyznaje się do winy
W piątek przed sądem stanęli pozostali oskarżeni, którzy nie przyznają się do winy.
Po odczytaniu zarzutów przez prokuratora oskarżony Jacek M. oświadczył, że nie przyznaje się do zarzutów i skorzystał z prawa do odmowy wyjaśnień. Sąd odczytał jego wyjaśnienia złożone w toku śledztwa. Wynikało z nich, że Jacek M. nie ma żadnego związku z procederem przejmowania spółek, a jedynie sporadycznie pomagał Piotrowi S. w prywatnych sprawach i przyjmował od niego za to prezenty.
- Mój klient nie przyznaje się do winy i twierdzi, że jest niewinny - powiedział obrońca Jacka M. mec. Andrzej Patela.
Kolejni oskarżeni złożą wyjaśnienia na następnej rozprawie.
To nie pierwsze oskarżenie
Jacek M. był głównym oskarżonym w toczącym się przez ponad 11 lat procesie dotyczącym najazdu w 1996 r. na restaurację Ajka w Skawinie. Ranny w starciu ochroniarz zmarł po dwóch dniach w szpitalu, drugi doznał obrażeń. Sprawa badana była cztery razy przez sąd, wydano w sumie 11 wyroków, ale ostatecznie w 2008 r. krakowski Sąd Apelacyjny uniewinnił Jacka M. i pozostałych czterech oskarżonych od zarzutu udziału w śmiertelnym pobiciu ochroniarza. Powodem były istotne wątpliwości i sprzeczne zeznania świadków incognito.
Jacek M. cały czas zaprzeczał doniesieniom mediów, jakoby był przywódcą jednej z krakowskich grup przestępczych. Siebie samego przedstawiał jako zwykłego biznesmena i skarżył się razem z przyrodnim bratem Markiem D. (współoskarżonym w sprawie "Ajki" i obecnie ws. przejmowania spółek), że policja jest do nich uprzedzona.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze