Groził wysadzeniem bloku - wrócił ze szpitala psychiatrycznego
Feliks Meszka po 11 latach wyszedł ze szpitala psychiatrycznego. Powrót mężczyzny spędza sen z powiek jego sąsiadom. Na osiedlu w Katowicach ludzie doskonale pamiętają, jak pan Feliks oskarżał innych lokatorów o zamordowanie żony i groził wysadzeniem bloku.
Sąsiedzi pana Feliksa są przerażeni jego powrotem. Obawiają się, że mężczyzna stanowi zagrożenie dla siebie i otoczenia.
- Przed zamknięciem w szpitalu psychiatrycznym ubzdurał sobie, że zamordowaliśmy mu żonę - opowiadała pani Elżbieta, sąsiadka Feliksa Meszki.
- Zaczęło się od śmierci jego żony, już wcześniej się działo, ale nie było tak źle. Groził, że nam pokaże, wytruje, załatwi. Powiedział, że wywali cały blok w powietrze, bo jemu już na niczym nie zależy. Żony nie ma, więc on też już żyć nie musi - dodała inna sąsiadka, pani Teresa.
Żona pana Feliksa zmarła w 1994 roku. - Leki pobierała i za dużo wzięła. Problemy były, bo na górze sąsiedzi zawsze, jak żona spała, to jakieś stuki były i na tym punkcie te leki pobierała - tłumaczył Feliks Meszka.
Mężczyzna odzyskał wolność 14 grudnia 2015 roku. Sąd Najwyższy uznał, że zamknięto go w szpitalu psychiatrycznym z naruszeniem przepisów, bez procesu.
- Sąd Najwyższy stwierdził, że sąd rejonowy przede wszystkim powinien przeprowadzić postępowanie dowodowe, powinien rozpatrzeć sprawę na rozprawie. Sąd rejonowy nie przeprowadził postępowania dowodowego, całkowicie zawierzając ustaleniom prokuratury – poinformował adwokat Piotr Wojtaszak, pełnomocnik pana Feliksa Meszki.
Obejrzyj ten i inne materiały Interwencji
Czytaj więcej