Lublin: sanepid zamknął kocią kawiarnię po pierwszym dniu. Właściciele protestują, lokal otworzyli ponownie
- Sanepid wiedział, że będą u nas koty, ale nikt nie przyszedł na kontrolę - mówią właściciele Mrau Cafe w Lublinie portalowi lublin112.pl. Według sanepidu, właściciele lokalu nie poinformowali o jego otwarciu, ani o tym, że przebywają w nim koty.
Kocią kawiarnię otwarto w poniedziałek. Klienci Mrau Cafe mogą w towarzystwie kotów napić się kawy i coś przekąsić. W kawiarni obowiązuje także specjalny regulamin. Goście po wejściu do lokalu muszą m.in. zdezynfekować ręce.
Kawiarnia wzbudziła jednak zastrzeżenia inspektora sanepidu, który wybrał się na kontrolę dzień po otwarciu lokalu. Wizytę zakończył wnioskiem o natychmiastowe zamknięcie kawiarni.
Jako główne nieprawidłowości inspektor wskazał to, że o kocim lokalu sanepid dowiedział się z mediów, a nie od samych właścicieli, którzy nie uzyskali zgody na działalność.
Wśród zarzutów jest również taki, że zwierzęta nie mają wydzielonej przestrzeni i mogą się poruszać w miejscach, gdzie przygotowywana i serwowana jest żywność. W lokalu brakuje też oddzielnych środków do mycia kuchni oraz np. kocich misek i kuwet.
Właściciele kociej kawiarni odpierają te zarzuty, twierdząc, że wiele z nich nie jest zgodna ze stanem faktycznym. Sprawę zamierzają skierować do sądu, argumentując, że narażono na straty ich dobre imię i finanse. Od pracownika sanepidu żądają przeprosin, a lokalu postanowili nie zamykać.
"Były niedociągnięcia, ale nie takie"
- Owszem były niedociągnięcia, ale nie takie, jak przedstawił sanepid - powiedziała Ewa Białek, współwłaścicielka Mrau Cafe. - Po kontroli chcieliśmy ugodowo zamknąć lokal do nowego roku, przez ten czas wykonać wytyczne i sugestie. Ggdy poznaliśmy informacje, które przedstawił na nasz temat sanepid, skontaktowaliśmy się z prawnikiem i stwierdziliśmy, że idziemy do sądu, a lokal otwieramy dla klientów - wyjaśniała Białek.
Na zarzut o braku zezwolenia na prowadzenie działalności właściciele odpowiadają, że posiadają dokumenty, poświadczajace, iż wnioski złożyli 18 dni wcześniej, a w ciągu tego czasu nikt z sanepidu nie przyjechał, ani nie dał żadnej odpowiedzi. Białek zapewnia, że inspektorat wiedział o tym, że w lokalu będą koty. - W trakcie kilku wizyt właścicieli kawiarni inspektorzy mieli udzielać porad, dotyczących organizacji lokalu - przekonuje.
Po doniesieniach medialnych dotyczących opinii sanepidu właścicielka zażądała natychmiastowego cofnięcia decyzji o zamknięciu lokalu.
-Złożyłam pismo, w którym punkt po punkcie wyjaśnione są nieścisłości podane przez kontrolera - powiedziała Ewa Białek. - Pracownik sanepidu udzielając wywiadów oczerniła nasz lokal - dodała.
Komentarze