Magdalena Adamowicz: od początku wiedziałam, że twoją miłością muszę dzielić się z Gdańskiem
- Nie chcę, by dziś na twoim pogrzebie panował przede wszystkim smutek, byśmy pogrążyli się w rozpaczy. Jest nam dziś bardzo ciężko, ale chcę właśnie teraz podziękować Bogu, że wiele lat temu skrzyżował nasze drogi, że dzięki niemu poznałam człowieka i że zmieniło się nasze życie, że miałam wspaniałego męża i cudownego ojca naszych córek: Tuni i Tereski - mówiła na mszy św. Magdalena Adamowicz.
Magdalena Adamowicz mówiła, że razem z mężem spędzili wiele pięknych lat i mają mnóstwo cudownych wspomnień, a w maju mieli obchodzić 20. rocznicę ślubu. - Od początku naszego związku wiedziałam, że twoją miłością muszę dzielić się z Gdańskiem. I dzieliłam się, ale nie byłam zazdrosna. Rozumiałam dobrze, że kochasz Gdańsk i potrzebujesz go, tak, jak Gdańsk kocha i potrzebuje ciebie - podkreśliła.
- Teraz zostałyśmy same. Same, ale to nie znaczy samotne, bo są z nami tysiące gdańszczan i gdańszczanek, bo są z nami Polacy w innych miastach, bo są przyjaciele zza granicy, bo są z nami wspaniali, kochani ludzie - mówiła żona prezydenta Gdańska.
Dziękowała za płynące zewsząd ciepłe myśli, za oddaną krew, za spływające po policzkach łzy, za nocne czuwanie pod szpitalem, za serce ze zniczy i pełne prawdziwej żałoby milczenie i pożegnanie, za współczucie. - Jeżeli prawdą jest, że pamięć jest nieśmiertelnością, to w nas Paweł będzie zawsze - dodała Magdalena Adamowicz.
"Wierzę, że podziały zaczną się zacierać"
- Wierzę, że Twoje idee, myśli, Twoja twórczość nie umrze razem z Tobą, że Twoi przyjaciele zadbają o kontynuację Twojego dzieła i że zostaniesz oczyszczony ze wszystkich pomówień - powiedziała Adamowicz.
- Ty uczyłeś otwartości, miłości, empatii, zachęcałeś do czynienia dobra tu, w małej ojczyźnie, w Gdańsku, ja wierzę, że to dobro rozleje się dalej na inne miasta, na cały świat, że podziały zaczną się zacierać, że skończy się fala nienawiści - powiedziała żona zmarłego tragicznie prezydenta Gdańska.
- Cisza, dzisiaj potrzebna jest nam cisza, ale cisza nie może oznaczać milczenia, bo milczenie jest bliskie obojętności. Paweł nigdy nie był obojętny, nigdy nie był oportunistą. Dzisiaj wszyscy musimy zrobić rachunek sumienia, co robiliśmy, gdy obok nas działo się zło, niesprawiedliwość, niegodziwość, gdy padały złe słowa - powiedziała żona Pawła Adamowicza.
- Wierzę, że zostaniesz oczyszczony ze wszystkich pomówień. Wierzę, że podziały zaczną się zacierać, że skończy się fala nienawiści - podkreślała Magdalena Adamowicz podczas mszy świętej w Bazylice Mariackiej.
- Kochani, wasze myśli dają nam siłę, wyjątkowo potrzebną teraz, bo nadchodzi trudny czas, by się pozbierać. By na nowo uporządkować opustoszały nagle świat. Oswoić osierocone miejsce przy stole, biurko, przy którym ręcznie pisałeś swoją książkę - dodała żona prezydenta Gdańska.
Podziękowania dla lekarzy i współpracowników
Magdalena Adamowicza podziękowała za doniosły charakter uroczystości pogrzebowej Kościołowi Gdańskiemu oraz przedstawicielom pozostałych religii i wyzwań, bo - jak mówiła - "wie, że Paweł życzyłby sobie tego i zawsze organizował spotkania ekumeniczne".
Dziękowała również całemu zespołowi urzędu miejskiego i najbliższym współpracownikom swojego męża, na czele z pełniącą po śmierci Adamowicza obowiązki prezydenta Gdańska Aleksandrą Dulkiewicz. Dziękowała również wszystkim służbom, które "przyczyniły się do nadania tak doniosłego charakteru tej uroczystości".
Żona zmarłego prezydenta Gdańska zwróciła się również do lekarzy, którzy zajmowali się nim, gdy trafił do szpitala po tym jak został zaatakowany podczas finału WOŚP. - Dziękuję wam z całego serca. Wiem, że robiliście wszystko, co w waszej mocy, aby uratować Pawła, że walczyliście o jego życie przez wiele godzin przy stole operacyjnym - podkreśliła.
Podziękowała także wszystkim zebranym za pożegnanie jej męża i za modlitwę.
Czytaj więcej