- Brat wyjechał z domu z Hanoweru o godzinie 23:30, kierował się na Szczecin - powiedziała reporterowi "Interwencji" Katarzyna Piotrkowicz, siostra zaginionego pana Mateusza.
- To było granatowe BMW, model 525, dość stary, z 1998 roku, na niemieckich tablicach rejestracyjnych - dodała.
Jest 28 marca tego roku. Pan Mateusz jedzie do Polski na święta wielkanocne. Ma je spędzić ze swoją narzeczoną, a później towarzyszyć jej przy porodzie. Wyjeżdża późnym wieczorem. Nigdy jednak nie dociera na miejsce.
- Wjechał do Szczecina, gdzie mieliśmy z nim ostatni raz kontakt. Powiedział właśnie, że wyjeżdża ze Szczecina i to była 10:22 - wspomina Katarzyna Piotrkowicz.
W Szczecinie w miejscu, skąd miał dzwonić pan Mateusz, jest monitoring, ale jak twierdzi siostra pana Mateusza, bliskim nie został udostępniony. - Policja ponoć go sprawdzała. Nam powiedziała, że brata w Polsce nie było - dodała Katarzyna Piotrkowicz.
Kilkadziesiąt telefonów na policję
- Dzwoniliśmy po kilkadziesiąt razy na policję, każde z nas. Prosiliśmy o zabezpieczenie monitoringu i o namierzenie telefonu. Bo ten telefon cały czas był aktywny - opowiada Edyta Dąbska, kuzynka zaginionego pana Mateusza.
- Raz sygnał był, a raz sygnału nie było. Tak jakby tego telefonu nie odbierał ktoś celowo. Tak było przez kilka dni – uważa Katarzyna Piotrkowicz.
Ostatni kontakt z panem Mateuszem był 29 marca. Przez telefon powiedział swoim bliskim, że jest w okolicach Szczecina. Od tamtej pory nie ma po nim żadnego śladu. Zniknął też jego samochód. Rozpoczęły się poszukiwania.
- Policja zakwalifikowała zaginięcie pana Mateusza do drugiej kategorii. Czyli wpisuje tylko do swojej bazy: zaginieni.policja.pl, że taka osoba zaginęła. I tak naprawdę wydaje mi się, że na tym to działanie policji się kończy - twierdzi Edyta Dąbska, kuzynka zaginionego pana Mateusza.
Jak mówi Anna Kawecka w poszukiwaniach jej syna nie użyto drona. - W Zamościu powiedzieli, że oni nie mogą użyć drona, bo go nie mają. I że to są duże koszty. A w Szczecinie nie wiedzą, czy mają drona - przekonuje w rozmowie z reporterami "Interwencji".
Jasnowidz ujrzał wypadek i bagno
- Podejmujemy czynności, które ustalą miejsce pobytu pana Mateusza - zapewniła Dorota Krukowska-Bubiło z policji w Zamościu.
Rodzina była też u jasnowidza. Stwierdził, żeby szukać między Mirosławcem a Wałczem, na łuku drogi.
- W pewnym momencie jest most. I on jadąc tak odbija i jest w takim zabagnionym miejscu, w wodzie. Być może cały utopiony. On jakby przed tym mostem wpada w jakiś poślizg i wpada do wody. Uważam, że jest w Polsce - powiedział jasnowidz Krzysztof Jackowski.
Sześć dni po zaginięciu panu Mateuszowi urodziła się córka. Ale z każdym kolejnym dniem szansa na odnalezienie mężczyzny żywego staje się coraz mniejsza. Mimo to, jego rodzina nie ustaje w poszukiwaniach. Wszyscy wierzą w to, że córeczka pana Mateusza wreszcie pozna swojego ojca.
- Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli go nie znaleźć. Nawet nie chcę o tym myśleć, bo nie wyobrażam sobie, jak można tak żyć. Co ta dziewczyna powie dziecku, jak ono podrośnie i zacznie pytać o tatę? - pyta Edyta Dąbska, kuzynka zaginionego pana Mateusza.
"Interwencja", Polsat News
Czytaj więcej
Komentarze