"Nie myślałam, że mój głos może cokolwiek znaczyć". Posłanki opozycji tłumaczą się z głosowania ws. aborcji
- Nigdy nie uznam, że 3-miesięczny płód nie jest dzieckiem, bo ja przed chwilą urodziłam dziecko - wyjaśnia Kornelia Wróblewska z Nowoczesnej. Alicja Chybicka z PO mówi, że "gdyby wiedziała, iż jej głos coś znaczy", zagłosowałaby za projektem "Ratujmy Kobiety". Obywatelski projekt liberalizujący prawo aborcyjne i zwiększający dostęp do antykoncepcji awaryjnej przepadł, bo zabrakło głosów opozycji.
Sejm w środę w pierwszym czytaniu odrzucił projekt komitetu "Ratujmy Kobiety 2017", liberalizujący przepisy aborcyjne, choć za skierowaniem go do dalszych prac głosowało 58 posłów PiS, w tym prezes Jarosław Kaczyński, Krystyna Pawłowicz i Antoni Macierewicz. Zabrakło dziewięciu głosów. W głosowaniu nie wzięło udziału 39 posłów PO i Nowoczesnej, choć większość z nich brała udział we wcześniejszych głosowaniach.
- Nie myślałam, że takie będą skutki tego, że mój głos może cokolwiek znaczyć, no bo jestem posłem opozycji - mówiła później Chybicka.
"Jestem za życiem"
Posłanka PO podkreśliła, że "jest za kobietami i za tym, żeby nie przysparzać im absolutnie cierpień". - Ale także jestem za życiem. W ogóle jestem za życiem i dobrem człowieka - dodała.
- Nikt chyba nie przypuszczał, że 58 posłów PiS-u zagłosuje za wprowadzeniem tego projektu, a sejmowa arytmetyka jest nieubłagana, więc postanowiłam pozostać przy swoich przekonaniach i dlatego tak zrobiłam - tłumaczyła Chybicka.
Posłanka przyznała, że "gdyby wiedziała, że jej głos coś znaczy", zagłosowałaby za skierowaniem projektu "Ratujmy Kobiety" do dalszych prac sejmowych.
"Jestem za prawami kobiet, brałam udział w czarnych protestach"
W głosowaniu nie brała udziału także posłanka Nowoczesnej Kornelia Wróblewska. Jak tłumaczyła, w jej poczuciu "Nowoczesna zawsze była partią skierowaną na kwestie gospodarcze, a w kwestiach światopoglądowych mieliśmy wolność". - Nie było żadnej dyscypliny, przynajmniej dotychczas - dodała.
Wróblewska poinformowała, że przed głosowaniem odbyła się rozmowa z władzami klubu. - Wyszłam z klubu w poczuciu, że pomimo rekomendacji za skierowaniem projektu do komisji, mamy możliwość zagłosowania z własnym sumieniem - dodała.
Jak stwierdziła, "być może zabrakło jasnych sygnałów" ze strony władz klubu.
- Jestem jak najbardziej za prawami kobiet, brałam udział w czarnych protestach - powiedziała posłanka Nowoczesnej. - Uważam, że potrzebne jest prawo liberalizujące prawo aborcyjne, ale szczególnie w kwestiach informacyjnych, edukacyjnych, zniesienia recept do tabletek dzień po, dostępu do bezpłatnej antykoncepcji - dodała.
"Wypowiedź Barbary Nowackiej była gwoździem do trumny"
Posłanka Nowoczesnej oznajmiła, że jest zwolenniczką konsensusu aborcyjnego z 1993 r. - Uważam, że na chwilę obecną to najlepsze z możliwych praw - powiedziała.
- W moim poczuciu nigdy nie uznam, że 3-miesięczny płód nie jest dzieckiem, bo ja przed chwilą urodziłam dziecko - powiedziała Wróblewska. - Nikt mi nie powie, że to tylko zlepek komórek - dodała.
Wróblewska odniosła się w ten sposób do słów Barbary Nowackiej, która podczas środowej debaty w Sejmie powiedziała: "Żołądź to nie jest dąb, jajko to nie jest kura, a płód i zarodek, i zygota, i zlepek komórek nie jest dzieckiem".
- Ta wypowiedź pani Nowackiej była takim gwoździem do trumny. Po tych słowach kilkoro z nas wstało i wyszło - powiedziała Wróblewska.
polsatnews.pl
Czytaj więcej