Dostali ponad 0,5 mln zł za zamianę dzieci w szpitalu. Muszą zwrócić pieniądze państwu
Państwo polskie wypłaciło ponad 500 tys. zł zadośćuczynienia za zamianę dzieci w szpitalu, a teraz, po 5 latach, chce je odebrać i to z odsetkami. Sprawa dotyczy rodziny spod Częstochowy. Sąd Najwyższy skasował wyrok przyznający rodzinie rekompensatę, argumentując, iż gdy dziecko się urodziło, nie było przepisów regulujących takie sprawy.
Pani Irena ma 86 lat. Całe życie mieszka w małej wiosce pod Częstochową. Z synem Markiem dzieli niewielki domek tuż przy autostradzie. Kobieta wychowała troje dzieci. Nie wiedziała, że tylko dwoje swoich.
W 1956 roku na świat przyszedł jej syn, Tadeusz. Położna pomyliła go jednak z innym, urodzonym w tym czasie chłopcem. Pani Irena dostała do karmienia, a potem do domu, innego Tadeusza - syna kobiety z sąsiedniej wioski.
Przez 15 lat chłopcy wychowywali się niemal płot w płot. W nie swoich rodzinach, nie swoich domach. Prawda wyszła na jaw przypadkowo.
- Sąsiadka zobaczyła Tadeusza na ulicy, jeszcze jako dzieciaka. Do Częstochowy jechała. Powiedziała mi, że do mojego drugiego syna jest podobny, ale ja w to nie wierzyłam - powiedziała pani Irena w rozmowie z reporterką "Interwencji". Uwierzyła, gdy zobaczyła go na własne oczy. Do spotkania doszło przypadkiem, na cmentarzu w dniu Wszystkich Świętych. - "Obcięło" mi nogi. Do dziś nie wiem, jak dotarłam do domu - dodała.
Odsunął się od bliskich
Zdarzenie zatrzęsło posadami domu pani Ireny i pozostawiło trwały ślad na domownikach. Rodziny zamienionych dzieci próbowały się uporać z tą sprawą, ale bez skutku. Tadeusz, przybrany syn pani Ireny, wówczas 15-latek, odsunął się od rodziny i od brata, Marka. Do dziś przysyła tylko zdjęcia. A i to bardzo rzadko.
Co przeżył drugi Tadeusz, wychowywany z dala od pani Ireny? Jak ułożyły się relacje z przybraną rodziną? Mężczyzna nie chciał rozmawiać przed kamerą.
- Jak to się wszystko stało, to przeprowadził się do rodziców taty. I tam mieszkał - powiedziała kobieta, którą przez lata biologiczny syn pani Ireny uważał za siostrę. Mężczyzna zrobił badania genetyczne dopiero w 2009 roku. Potwierdziły one najgorsze przypuszczenia. Dzieci zostały zamienione. To wówczas pan Tadeusz namówił biologiczną matkę i brata do walki o zadośćuczynienie za krzywdy przed sądem.
Wyrok prawomocny, pieniądze na kontach
W 2011 roku Sąd Okręgowy w Katowicach przyznał całej trójce zadośćuczynienie: łącznie ponad 500 tys. zł. Najwięcej panu Tadeuszowi i pani Irenie. Po apelacji Wojewody Śląskiego, który uznał, że pieniądze się nie należą, świadczenie utrzymano, choć w zmienionych kwotach. Ten wyrok się uprawomocnił, pieniądze wypłacono.
- Pomyślałam tylko, że znalazł się ktoś, kogo ruszyło sumienie i za to tylko mogę mu podziękować. Ale satysfakcji to nie ma żadnej, bo nie ma takich pieniędzy, które oddałyby dziecko - skomentowała pani Irena.
Radość szybko zamieniła się w dramat. Skarb Państwa, reprezentowany przez Wojewodę Śląskiego, a w sądzie przez Prokuratorię Generalną złożył kasację od wyroku do Sądu Najwyższego. A ten w 2014 roku uznał, że krzywda była, ale w 1956 roku nie było przepisów regulujących kwestie zadośćuczynienia. Teraz cała trójka musi zwrócić pieniądze.
- Sąd Najwyższy uznał, że doszło do czynu niedozwolonego w postaci zamiany noworodków w szpitalu. W 1956 roku nie mieliśmy jeszcze kodeksu cywilnego. W związku z tym podstawa zadośćuczynienia wskazana przez sądy apelacyjne w tej sprawie nie jest zasadna - poinformował Michał Laskowski, rzecznik Sądu Najwyższego.
"Kierujemy się przepisami prawa"
Pani Irena i jej dzieci zostali więc skrzywdzeni dwukrotnie. Raz, gdy podmieniono dzieci i drugi, gdy nakazano oddać przyznane zadośćuczynienie.
- Kierujemy się przepisami prawa. Mamy taki obowiązek – oświadczyła Sylwia Hajnrych, rzecznik Prokuratorii Generalnej.
Po wykładni Sądu Najwyższego Wojewoda Śląski przed sądem w Częstochowie zażądał zwrotu pieniędzy - wraz z odsetkami, choć z tych ostatnich mógł zrezygnować. Teraz są one naliczane od 2014 roku i już stanowią niemal połowę przyznanej kwoty.
Co ciekawe, sąd w Częstochowie wydał wyroki korzystne dla pokrzywdzonych. Dwa z nich na korzyść Skarbu Państwa zmienił Sąd Apelacyjny w Katowicach. Ten sam, który przed laty przyznał zadośćuczynienie. Trzeci wyrok z Częstochowy, korzystny dla pani Ireny, czeka na apelację.
- Sąd Okręgowy w Częstochowie w trzech różnych postępowaniach, prowadzonych przez trzech różnych sędziów oddalił roszczenia Skarbu Państwa. Wskazał, że nie neguje tego, że świadczenia są nienależne. Jednocześnie podkreślił, że pozwani zostali skrzywdzeni przez Skarb Państwa i to on ponosi moralną odpowiedzialność za wyrządzoną krzywdę - argumentował Adam Synakiewicz, prezes Sądu Okręgowego w Częstochowie.
Dlaczego więc w Katowicach do sprawy podchodzi się zupełnie inaczej?
- Tak działa system wymiaru sprawiedliwości. Czasami następuje taki niefortunny splot okoliczności prawnych, że sądy różnych instancji biorą coś innego pod uwagę - wyjaśnił Robert Kirejew, rzecznik Sądu Apelacyjnego w Katowicach.
Pomyślą o umorzeniu odsetek
Jaki będzie dalszy los tej niebywale skrzywdzonej rodziny? Jej ostatnią nadzieją jest Sąd Najwyższy, który może zdecydować o oddaleniu roszczeń Skarbu Państwa. Ale to może potrwać nawet dwa lata. A odsetki wciąż rosną. O umorzeniu długu urzędnicy nie chcą słyszeć. Przed kamerą zapewnili jednak, że przemyślą sprawę umorzenia odsetek, ale dopiero gdy sprawą zajmie się komornik.
- Jeżeli to by weszło w etap egzekucji, to będziemy się zastanawiać (nad umorzeniem odsetek – red.). Ja bym oczywiście nie chciał, żeby doszło do licytacji komorniczej. Natomiast, jeżeli by do niej doszło, to będziemy patrzeć jaka jest sytuacja życiowa, dowodowa tych ludzi - powiedział Krzysztof Nowak, prawnik wojewody śląskiego.
- Jeżeli sąd uważa, że nic się nie stało, że dzieci się zamienia i może tak być, to w ogóle nie róbmy żadnych znaczników noworodków. Jak komu dziecko się trafi, byle się chowało zdrowe - podsumował pan Marek.
"Interwencja"
Czytaj więcej