Prowokacja reportera "Gazety Wyborczej". Poszedł na Marsz Niepodległości ucharakteryzowany na "Afropolaka"
- Przede mną przeszło kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którym towarzyszyło zdziwienie: „Matko, czarnuch przyszedł”. Nawet jak tego nie wypowiadali, czułem to. To był jeden z najmniej przyjemnych dni w moim życiu - powiedział w rozmowie z polsatnews.pl Jacek Hugo-Bader. 11 listopada, w czasie Marszu Niepodległości, ucharakteryzowany reportażysta wyszedł na ulice Warszawy, by przeprowadzić eksperyment.
"Zmienić kolor, zostać Murzynem, normalnym Afropolakiem z czarną jak noc listopadowa mordą, mazowieckim bambusem, brudasem, asfaltem, nizinnym Makumbą krótkowłosym z Grochowa" - postanowił, jak sam opisał, Jacek Hugo-Bader. Tłumaczy, że prowokację w czasie Marszu Niepodległości przeprowadził "w celach reporterskich”. Przygotowuje nową książkę, która traktować będzie m.in. o wykluczonych, w tym bezdomnych.
Jednak zanim, po raz trzeci w życiu wcielił się w postać bezdomnego, jak wyjaśnia, zrozumiał, że w Polsce bezdomni nie mają "najparszywiej". Że są inne grupy wykluczonych w zdecydowanie gorszej sytuacji. - Dlatego zdecydowałem pomalować gębę na czarno i pójść w miasto, kiedy na mieście będzie gęsto od wrogiego targetu. Chciałem sprawdzić, czy mam rację - przyznał Jacek Hugo-Bader w rozmowie z polsatnews.pl.
Spotkać się z agresorem
W felietonie dla "Gazety Wyborczej", reportażysta opisał przebieg swojej prowokacji. To, jak narodowcy "gapili się na niego", szturchali łokciami, pokazywali sobie, albo wybuchali na jego widok śmiechem.
"Zbiry popychają Czarnego, szarpią, ten wyższy wypuszcza potężnego, szerokiego jak Aleje Jerozolimskie sierpowego, ale chybią. - Wyp…j stąd, Czarnuchu! - wrzeszczą, grożą dziewczynom, które robią zdjęcia, a wyższy celuje z następną fangą w murzyńską gębę, na szczęście przed napadniętym wyrasta dwóch mężczyzn, którzy stają w jego obronie, przeganiają agresorów, a ofierze tłumaczą, że jakby co, to musi wiać w głąb Kruczej, bo tam stoi grupa policjantów w pełnym rynsztunku" - relacjonuje w "GW" Hugo-Bader.
Jak przyznaje, mężczyźni, którzy stanęli w jego obronie, byli najprawdopodobniej nieumundurowanymi policjantami i tylko dzięki nim udało mu się ujść cało.
#Polska. To Jacka Hugo-Badera zwyzywali na Marszu Niepodległości. Już widzę oburzenie prawicy, że prowokacja Gazety Wyborczej ;) pic.twitter.com/gFUivLs41W
— Thomas Orchowski (@OrchowskiThomas) 17 listopada 2016
Co ciekawe, moment, w którym Hugo-Bader został zaatakowany przez uczestników marszu, na zdjęciu uwieczniła jedna z obserwujących go kobiet. Zdjęcie trafiło do sieci. Internauci rozpoznali na nim agresora. - To Łukasz z Olsztyna. Dałbym dużo, by móc z nim porozmawiać. Bardzo przyjaźnie go o to proszę - mówi reporter.
Eksperyment społecznie uzasadniony
Niektórzy internauci wytykają Hugo-Baderowi m.in. to, że chciał stworzyć reportaż "o doświadczeniu czarnoskórego", nie mając kontaktu z żadną czarnoskóra osobą. Padają też zarzuty, że niemiecki pisarz, dziennikarz, reportażysta, Günter Wallraff, już w 2009 roku przeprowadzał podobny eksperyment. Także ucharakteryzował się na czarnoskórego, bo chciał sprawdzić, jak żyje się czarnoskórym w Niemczech.
Hugo-Bader przyznaje, że ceni dokonania Wallraffa, ale przypomniał, że i on wcześniej robił reportaże wcieleniowe. Jak dodaje, tego typu dziennikarskie prowokacje są usprawiedliwione tylko wtedy, gdy są "społecznie uzasadnione". A ta, jego zdaniem była. - Jest w tym oszukaństwo, gdy reporter nie mówi bohaterom, kim jest. Ale bywa, że inaczej się nie da - podkreśla.
Ostatecznie reportażysta "Gazety Wyborczej" nie wziął udziału w całym Marszu Niepodległości, bo tłum był zbyt wrogi. - Krzyczeli "Polska dla Polaków", a ja miałem czarną gębę – dodaje.
"Gazeta Wyborcza", polsatnews.pl
Czytaj więcej